-80-

6K 367 20
                                    


Nie spodziewałam się, że będzie tyle gości. Gdy minęła godzina trzecia rano, usiadłam przy stole, aby odpocząć.

- Tak ci zazdroszczę, Racha. - Obok mnie usiadła dawna kumpela ze szkoły, Becky. Miała długie, proste i ciemne włosy, pasujące pod kolor hebanowych oczu.  - Masz niesamowitego męża, rodzinkę w komplecie i jesteś taka bogata... - Rozejrzała się po sali, w której praktycznie wszystko miało wartość ponad dwustu dolców.

- Miałam szczęście. - Wzruszyłam ramionami, spoglądając na tańczącego Charliego z Jo i szeroko się uśmiechnęłam.

- Ta, ja już nawet nie wiem, co to znaczy - wtrąciła się jasnowłosa Danielle. - Odkąd wyjechałaś rozstałam się z Jessem, a po nim miałam jeszcze pięciu innych i z żadnym mi się nie ułożyło.

- To nie szukaj faceta na siłę - poradziłam jej. - Miłość zawsze przychodzi, gdy się jej najmniej spodziewasz. Uwierz mi. - Uśmiechnęłam się, popijając kawałek ciasta słodkim sokiem z wiśni.

- Może masz rację. - Poprawiła na sobie fioletową sukienkę.

- Dziwne, że już ci dali ślub. Przecież osiemnastkę masz we wrześniu. - Zauważyła Nina.

- Niby tak, ale w tych czasach... - Westchnęłam i zauważyłam, że Jo po zaprzestaniu tańca, ze złością przypatrywała się rozmowie mojego brata z Aileen Mills, w której kilka lat temu był zakochany. Leen była przepiękna i zawsze, razem z Jo, zazdrościłam jej urody. Miała ciemną karnację, była szczupła i wysportowana, każdy kochał jej szmaragdowe oczy, a gęste i bardzo długie, falowane, czarne włosy lubiła spinać w kucyka.

Z tego, co widziałam, Shiley'owi było dobrze rozmawiać z byłą ukochaną, bo zawsze miał słabość do brunetek, dlatego wiedziałam, że Jo była z tego powodu ewidentnie niezadowolona. Nie żeby Shiley pożerał ją wzrokiem, ale uśmiechał się do niej i momentami spoglądał na szeroki dekolt odsłaniający idealnie symetryczny biust brunetki.

- Przepraszam na chwilę - zaśmiałam się do dyskutujących koleżanek z klasy i podeszłam do ściany, przy której stała Jo, jedząca ze złością winogrona. - Co jest Jo?

- Jak co jest? - warknęła. - Myślałam, że Shiley jest trochę bardziej rozsądny i nie padnie znowu przed tą zdzirą, która się do niego klei. Gdy był szarym chłopcem to miała go w dupie, a teraz? Widzi, jakie ciacho się z niego zrobiło, dlatego za wszelką cenę będzie chciała pociągnąć go do łóżka. - Rozłożyła ręce. - A on się da i powie, że to było przez przypadek, bo trzy kieliszki dziesięcioprocentowego szampana uderzyły mu do głowy! - Wyrzuciła łodyżkę od zjedzonego owocu.

- Amy, ty jesteś o niego zazdrosna? - Nie mogłam uwierzyć, że ona, oaza spokoju i dziewczyna, która miałam gdzieś każdego adoratora dała się tak łatwo zmanipulować zazdrości o mojego brata.

- A co? Nie wolno? - warknęła.

- Nie o to chodzi. Po prostu myślałam, że zawsze jesteś taka twarda i wiesz... - Wzruszyłam ramionami. - Myślałam, że się w nim aż tak nie zakochałaś. - Spojrzałam na nią ukradkiem, bo gdy była zła, stawała się nieprzewidywalna.

- Może się i trochę zakochałam, ale przejdzie mi. A on będzie wtedy błagał, żebym do niego wróciła! - Skrzyżowała ręce i wyrwała kelnerowi szampana, którego naraz wypiła, ku zdziwieniu memu i służącego chłopaka. Skinęłam mu ręką, aby odniósł butelkę i przyniósł drugą, ale po chwili straciłam z oczu przyjaciółkę. Gdy zabrzmiały nuty eleganckiej, zmysłowej i seksownej piosenki zobaczyłam jak dała ponieść się emocjom. Wyrwała do tańca naszego starego kumpla, który gdy była jeszcze ruda, miał fioła na jej punkcie. Cóż, trzeba było przyznać, że i ze Sidney'a zrobił się przystojny facet. Był wysoki, miał gęste, ciemnobrązowe włosy i niebieskie oczy, a także... Niezłą klatę, którą Jo jednym zamachem ręki odsłoniła. Charlie ustał obok mnie, a ja wymieniłam się z nim porozumiewawczym spojrzeniem.

- Shiley ją wkurwił, zgadłem? - zapytał na wstępie.

- I to ostro - szepnęłam mu na ucho i złapałam za rękę, abyśmy wyszli na dwór. - Niech robią, co chcą. Nie są już dziećmi. - Wzruszyłam ramionami.

- I mówisz to ty, która zawsze wtyka nosa w nieswoje sprawy? - Złapał mnie w pasie i przerzucił przez ramię, idąc w tej pozycji do naszego samochodu.

- Dziękuję za twoją opinię, bardzo zmieniła moją samoocenę - burknęłam, a on zaczął się śmiać i posadził mnie na siedzeniu pasażera, sam klękając obok na ziemi. - Po prostu mam dość, że Shiley zachowuje się jak gówniarz. Najpierw nie potrafił przyznać się Darcy do swoich uczuć, a teraz zaszczycił Jo obojętnością i nie poprosił jej nawet do tańca, tylko gada z tą wysportowaną szmatą.

- Mam iść mu wpierdolić? - zapytał, całując mi obie dłonie.

- Coś ty, nie ma takiej potrzeby. - Zaczęłam się śmiać. - Znając Jo, zajdzie mu ostro za skórę.

- Skoro tak, to mam czas, żeby cię trochę popieścić. - Zamruczał cicho i przytulił mnie do siebie, całując co chwila skórę szyi.

- Chodź na tył. - Przejechałam ręką po jego włosach i oplotłam nogami w pasie, aby mógł mnie bezproblemowo podnieść i położyć na fotelu obok. - Noc poślubna w aucie. Tego jeszcze nie było. - Zaczęłam się śmiać razem z nim, ale po chwili naszła nas ochota na coś mocniejszego i zachłannie wpijaliśmy się w swoje usta. Zdjęłam blondynowi koszulę i rzuciłam ją na zagłówek fotela pasażera z przodu, siadając mu na kolana. Do reszty zmazałam sobie szminkę, ale objęłam go mocno rękoma wzdłuż szyi i delikatnie zaczęłam gryźć. Charlie włożył ręce pod materiał mojej sukienki i zaczął bawić się seksowna bielizną, gdy drzwi od strony kierowcy otworzyły się.

- A tu... - Matka Charliego popatrzyła na nas ze zdezorientowaniem. - Jesteście.

- Coś się stało? - zapytał pospiesznie, ubierając koszulę, a ja usiadłam z boku i przywróciłam włosy oraz suknię do porządku.

- Nic takiego, nie chciałam wam przerywać. - Podniosła ręce do góry. - A tak właściwie to nie za szybko?

- Mamo... - mruknął mój jasnowłosy mąż. Mąż. Sama nadal nie wierzyłam.

- Dobra. Nie wiecie, gdzie poszła Jo? - Pstryknęła palcem.

- Nie ma jej na sali? - Zmarszczyłam brwi.

- Po tańcu z Sidney'em popatrzyła złowrogo na Shiley'a i wyszła gdzieś, popychając po drodze Aileen - streściła.

- Kurwa - syknęłam pod nosem i zakryłam usta, zapominając, że stała z nami ich matka. - Przepraszam - zaśmiałam się pospiesznie. - Wy idźcie na salę, ja ją znajdę.

- Gdzie ty ją teraz znajdziesz? - powiedział Charlie, gdy wyszliśmy z auta. - Jest ciemno, a ona pokręci się wokół lokalu i wróci.

- Uwierz, znam ją najlepiej i nie muszę szukać. - Kiwnęłam głową, oddalając się. - Idźcie na salę balową, ja zaraz wrócę.

Pomaszerowałam w kierunku molo, które znajdowało się po przeciwnej stronie i wyminęłam kilka skał, trafiając na zacisze w pobliżu jaskini. Na piasku siedziała moja przyjaciółka i co chwila rzucała kamykami w wodę, mrucząc coś pod nosem.

- Jo... - szepnęłam, a ona opuściła ręce i głośno westchnęła.

- Jeszcze nigdy się tak nie zakochałam - mruknęła ze złością. - Nienawidzę go.

- Przecież tylko rozmawiali - powiedziałam, chcąc ją uspokoić i usiadłam na piasku obok, czekając, aż nabierze chęci do rozmowy.

- Sama wiesz, że Shiley zachowuje się jak gówniarz. Mój brat jest, jaki jest, ale przynajmniej cię nie okłamuje i nie pożera wzrokiem półnagich brunetek - warknęła.

- A gdyby była blondynką? - zapytałam, na co obie wybuchnęłyśmy śmiechem.

- Bez różnicy. - Wzruszyła ramionami.

- Hej, to mój ślub. Uśmiechnij się. - Spojrzałam na nią i zaczęłam tańczyć taniec robota. Amy od razu zaczęła się śmiać.

- Dzięki, że jesteś. - Mocno się do mnie przytuliła, a ja objęłam ją i podniosłam do góry.
- Po to mamy siebie nawzajem. - Złapałam ją za rękę i obie pobiegłyśmy na koniec plaży, przekraczając ulicę i parking, które dzieliły nas od sali balowej. Charlie, jedząc coś przy stole, zauważył nas i wesoło się roześmiał, na co Shiley zareagował odwróceniem się. Miał dziwny wyraz twarzy, jakby był czymś zasmucony. - Nie powinniście pogadać?

- Nie mamy o czym. - Uśmiechnęła się do mnie, zabierając do tańca, a potem tańczyła już tylko z naszymi dawnymi kumplami. Shiley resztę wieczoru spędził natomiast, grzejąc krzesło i patrzył na jej zgrabne ruchy oraz ciało, którego mogli dotykać inni mężczyźni. Wiedziałam, że zalewała go krew, ale sam był sobie winien i tego rodzaju nauczka powinna mu się przydać.

Koniec końców, udało wyrwać mi się go na parkiet, a ostatni taniec poświęciłam mężowi.

Nie spodziewałam się, że mogłam zasnąć jak niewolę od razu, gdy dotknęłam pościeli. Padałam z nóg, a mięśnie nadwyrężone podczas całonocnego szaleństwa, mocno dawały się we znaki. Miałam nadzieję, że gdy się obudzę nie będę pół martwa, ale przynajmniej pół żywa.






Game with badboys ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz