LII

663 39 2
                                    

Tylko ja wiem jak zorganizować kolację z mega k(l)asą.

Na jedzonko w tak prestiżowej restauracji mogą pozwolić sobie tylko milionerzy czy wyjątkowo sławne osobowości. Każdy z nas musiał ubrać się więc w jak najbardziej eleganckie zestawy, jakie posiadał w szafie.

Postawiłam więc na krwistoczerwoną suknię, na którą składał się gorset z trójkątnym dekoldem, obszyty srebrnymi kamykami wokół konturów tego dekoldu i delikatnie rozkloszowanym dołem, sięgającym kostek. Wzdłuż prawej nogi było rozcięcie do połowy uda, które dodatkowo wyeksponowałam wskakując w wysokie szpilki. Oczywiście Carlos protestował, twierdząc, że w ten sposób zaszkodzę dzieciom, ale to w końcu dopiero środek trzeciego miesiąca, a on jak zwykle się za bardzo martwi. Sam ubrał na siebie piękny bordowy garnitur z bielusieńką koszulą pod spodem, odpiętą od góry na trzy guziki. Moje serce zaczęło fruwać, gdy spostrzegło jak bardzo brunet jest seksowny. Nie dziwię się, że od zawsze mówił o sobie "bóg seksu". Choć teraz tak nie twierdzi, ja uważam, że z dnia na dzień staje się przystojniejszy i coraz to bardziej męski. No proszę panie, która nie mdlała by na widok tej czarnej jak egipska noc czypryny i delikatnego zarostu wyjętego wprost z najnowszych okładek o modzie? Zawsze będę zastanawiała się, co we mnie widzi, ale to, że jesteśmy parą przyprawia mnie o silne kołatanie serca. Carlos zawsze był, jest i będzie dla mnie całym światem. Może nie byłam brzydka, wręcz przeciwnie zawse uważałam, że jednak coś w sobie mam, ale kiedy znajdowałam lepszą od siebie, moja pewność spadała do zera. Cieszę się zatem, że Arya poszła już w niepamięć i wiem, że to tylko jego kolejna kumpela. Gdyby się tu zjawiła, byłabym niczym najprawdziwszy cień z tym eleganckim koczkiem na głowie i ziezbyt wyzywającym, ciepłym makijażem. Przynajmniej srebro połyskujące na uszach, szyji i ręce dawały oznaki bogactwa, jakim mnie tatuś obdarzył.

Cały czas milczałam, przyglądając się z uwagą moim przyjaciołom. Przy stole, oprócz mnie i Carla siedział jeszcze Eddie z wyjątkowo ładnie uczesanymi włosami, które całe życie widziałam w nieładzie. Miał na sobie granatowy garnitur, taki sam jak mój facet, ponieważ wszyscy ugadali się, że założą coś podobnego, tylko w innych kolorach. No tak, męska solidarność. Nikt nie będzie przykuwał wzroku bardziej, niż ich czwórka. Shmi śmiała się z tego, a jej błękitna, delikatna sukienka wykonana z jedwabiu kołysała się lekko od klimatyzacji i szeleściła cicho przy najdrobniejszym ruchu. Była na dwa ramiączka, a dekold wykonany był z koronki obszytej na atłasie, którą autor ułożył w wachlarz. W przeciwieństwie do mnie, ruda lubiła mocno rozkloszowane doły, w których przypominała księżniczki z bajek Disneya i długie wiszące kolczyki, nadające jej status jakiejś damy dworu. Kiedy w drzwiach stanęli Percy i Zoey, również mnie zatkało. On, ubrany w szmaragdowy garnitur i jasnozieloną muszkę, która pasowała idealnie pod jego kolor oczu i blondynka, mająca na sobie suknię w stylu tak zwanej "syrenki" bez ramiączek, a jedynie ze złotą kolią wokół szyji. Podobnie jak ja i Shmi, miała upięte włosy - ja w koka, ruda w wysokiego kucyka, a Zoey w warkocz zapleciony na boku głowy i opadający na jej lewe ramię.

- Brakuje tylko jubilatów. Godzina spóźnienia jak gwiazdy filmowe! - zaśmiał się Eddie, po raz setny przeglądając podane nam MENU.
- Idą! - krzyknęła blondynka, zajmując miejsce po mojej prawej stronie. - W końcu, jestem cholernie głodna i podekscytowana!
- Dobry wieczór, państwu Flynn, państwu Higgins i państwu Lloyd. - ukłonił się zabawnie mój brat, a brunetka od razu wywróciła oczami. Był to oczywiście nic nie znaczący gest, bowiem uśmiechała się szeroko i wiedziałam, że każdy jego ruch jest dla niej bardzo ważny. Ubrana w liliową, prostą suknię z odkrytymi plecami i platynową biżuterią wyglądała jak najprawdziwsza gwiazda tego wieczoru i takową była. Musiała nią być. To jej święto. Odkręcając twarz do Shannona, zakręciła głową pokazując dwa kłosy upięte z ciemnych włosów, które dodawały łagodności, dość mocnemu makijażowi na jej twarzy. CoCo patrzył na nas niczym jakiś poważny mężczyzna, wyjęty wprost z kryminalnych zagadek Nowego Jorku. Po chwili jednak zaczął się śmiać, co było dość oczywistym zjawiskiem. Naturalnie, pod kolor sukni swojej dziewczyny, nosił na ramionach fioletowy garnitur, którego w ogóle nie zapiął, pokazując przy tym samym idealnie wyprasowaną koszulę.
- Dobry wieczór, państwu Cooper. Proszę siadać. - orzekł Percy, kiwając zabawnie głową. Poprawił samurajski koczek na swojej głowie i również zajął się kartą dań.
- Nic jeszcze nie zamówiliście? - zapytał CoCo, łapczywie zaznaczają wszystkie potrawy, które chciałby skosztować.
- Nie, czekaliśmy na świeżo upieczonych rodziców. - powiedziała Shmi, patrząc na brata dużymi oczkami. - Jak to możliwe, że będziesz ojcem, ty idioto? - udawała, że zaraz się rozpłacze. A może wcale nie udawała? - JA TEŻ CHCĘ!
- Ivy, powiedz tej małej, rudej wiewiórce, że dwie córki to za dużo jak na takie chucherko. - Eddie popatrzył na mnie z prośbą w oczach, ale ja byłam zbyt oburzona, by mu w tej chwili pomóc.
- Shmi może urodzić tyle dzieci, ile chce. - skrzyżowałam ręce. - Co z tego, że jest chuda. Jak zajdzie w ciążę to przytyje.
- Dziękuję, Ivy. Ty zawsze mi pomagasz. - westchnął, opierając brodę o blat stołu.
- Ja też dziękuję. W końcu pan informatyk się nie wymiga. - zatarła diabelsko ręce.
- Tylko nie zamęcz go tam w łóżku. - powiedział Carl, na co wszyscy wybuchnęli śmiechem. - Umrze jeszcze z wyczerpania i co wtedy będzie?
- Te, Flynn! Zajmij się sobą, dobre? - popatrzył na niego, chcąc skryć, że to, co powiedział, rozbawiło także jego.

Game with badboys ✔️Where stories live. Discover now