VI

834 39 4
                                    


Obudziło mnie mocne szarpnięcie w ramię. Zignorowałam je i odwróciłam głowę w drugą stronę, nie chcą wychodzić z krainy Morfeusza. Ktoś kto mną nadal potrząsał był widocznie bardzo niezadowolony i cicho klął pod nosem.
- Co mnie kurwa budzisz, do szkoły mam na dziewiątą... - machnęłam ręką przed siebie i natrafiłam cudze ciało. Po chwili jakaś duża dłoń ścisnęła moją i gwałtownie postawiła do pionu. Zaraz po tym całkowicie oprzytomiałam, a widząc przed sobą duże czarne oczy, które patrzyły na mnie, poczułam się jak największa idiotka.
- Są wakacje i pierwsza w nocy, a ty powinnaś wyjść, zanim pociąg ruszy dalej. - mruknął pod nosem, nadal mnie przy sobie trzymając, abym się gdzieś nie wywaliła.
- Ca-Carlos? - zająkałam się, niedowierzając, że te osiem godzin minęło w ekspresowym tempie. Uśmiechnęłam się niewinnie, szukając wzrokiem brata, który mógłby mnie uratować.
- Mów mi Carl, tak jest lepiej. - pociągnął mnie za rękę w kierunku wyjścia. - Shannon i moi kumple są już przy wozie.
- Jestem Iv...
- Ivy Lynn, tak wiem. - przerwał mi, z całej siły ciągnąć w stronę sportowego samochodu.
- Faktycznie, delikatny to ty nie jesteś.. - mruknęłam, przypominając sobie, że mój brat powiedział mi o nim, jako o typowym, niegrzecznym chłopcu.
- Ty też nie, Lady Killer. - gwałtownie się zatrzymał i odwrócił twarzą w moją stronę, aby pokazać szereg pięknych, białych zębów tworzących piekielnie seksowny, szyderczy uśmieszek.
- Skąd..? - zdziwiłam się, a on ruszył dalej, nie racząc mnie nawet spojrzeniem.
- Muszę znać osoby, które chce wziąść pod swój dach, prawda? - powiedział jakby sam do siebie i skierował mnie na tyły samochodu. Zielona Plymoth Barracuda stała pozornie spokojnie na parkingu, a przy niej stał CoCo i jakiś blondyn o przepięknych, błyszczących w ciemności, zielonych oczach. - Ja kieruje! - oznajmił na wstępie i wskoczył za kierownicę. Popatrzyłam na niego, mrużąc oczy. Zadufany w sobie gnojek, który jest bardzo wredny, to pierwsze wrażenie jakie na mnie wywarł.
- Jacen. - usłyszałam przy uchu i odwróciłam się, aby po chwili zauważyć roześmianego brata po drugiej stronie auta i seksownego, bardzo opalonego blondyna u boku.
- Lynn. - mruknęłam, pozwalając przepuścić się w kierunku drzwi auta.
- Nie zwracaj na niego uwagi. - zaśmiał się i poszedł na przód, na miejsce pasażera. Usiadłam z CoCo z tyłu samochodu i postanowiłam nie robić naburmuszonych min małej dziewczynki, a słuchając dodatkowo zabawnych żartów Jacen'a, a przy tym śmiechu brata, sama rozluźniłam się i całkowicie zapomiałam po co tu jestem i co ze mną będzie.
- Jest gdzieś otwarty hotel? - po kilku minutach ciszy mój brat zapytał o coś sensownego, bo do tej pory mówił ze swoimi kumplami o rzeczach, których nie potrafiłam zrozumieć. Śmiałam się tylko, gdy oni się śmiali, bo próbowałam udawać, że wszystko jest niezwykle interesujące i doskonale to ogarniam.

- Hotele niekoniecznie, ale motele w Franklin Hills i Crenshaw są zawsze czynne. - poinformował nas Jacen. - Ale niepotrzebnie się o to pytacie, będziecie mieszkać ze mną i moim kumplem. - uśmiechnął się i mrugnął mi oczkiem, a CoCo zdzielił go ręką po włosach.
- Może jeszcze chcesz mieć z nią pokój? - zapytał półśmiechem, a ja wywróciłam oczami, mordując go w głowie za nadopiekuńczość.
- No wiesz, ona nie ma pięciu lat, brachu. - powiedział i obejrzał mnie od dołu do góry, na co wypięłam mu język. - Mieszkamy w dwóch budach, Carl i trójka naszych ziomków w jednej chacie, a my w drugiej. - oznajmił, nieco poważniej. - Doskonale, że nareszcie będzie nas więcej.
- Oby nie za dużo. - mruknął mój brat, a ja zaczęłam się śmiać i dźgnęłam go łokciem w bok.
- Bez przesady, CoCo. Co ty sobie wyobrażasz? - skrzyżowałam ręce, udając obrażoną.
- No już, nie dąsaj się, siostra. - powiedział i rozłożył się wygodnie na swoim fotelu, zaglądając co chwila przez okno. - Ładnie tutaj. - zauważył.
- Zaraz będziemy na miejscu. - odezwał się Carl. - Przedmieścia to nic niezwykłego, całe szaleństwo kryje się w centrum.
- Mówisz tak, bo tu mieszkasz. - skrzyżowałam ręce, wspomagając zdanie mojego brata. Brunet nie odezwał sie na to ani słowem, a Jacen sam wyjrzał za okno, jakby był tu pierwszy raz. Po chwili przyłapałam go na tym, jak na mnie spogląda, a zaraz po tym otwiera szyberdach.
- Idziemy? - wskazał palcem w górę, a ja bez dalszej namowy blondyna znalazłam się nad autem. Usiadłam na krawędzi szyberdachu i wniosłam ręce do góry, krzycząc "witaj LA". Rozpuściłam włosy i pozwoliłam, aby targał je wiatr. Jacen znalazł się naprzeciwko mnie, a CoCo oparł się po obu stronach i widząc moją zadowoloną minę, delikatnie się zaśmiał. Odwróciłam twarz do nieba, patrząc na błyszczące gwiazdy, a po chwili o mały włos nie spadłam z dachu, bo Carl przyspieszył jazdę i nie miał zamiaru jej ograniczyć. Jace złapał mnie rękę i wygnał mojego brata, abym mogła znaleźć się przed nim, żeby nie wypaść. Ucieszyłam się z takiej podstawy i spojrzałam na CoCo "szyderczo", po czym zawiesiłam się na krawędzi oboma rękoma, a blondyn przerzucił moje włosy na drugą stronę, aby nie wpadały mu w twarz i oglądał miasto razem ze mną, pokazując gdzie, co jest. Mimo, że było ciemno, odblaski świateł z auta umożliwiały widzenie na kilka metrów dookoła nas. Miedy Jacen powiedział, że za chwilę będzie widać nasze mieszkanie, schowaliśmy się do środka auta, a Carl zamknął szyberdach.
- Już się dzieci nabawiły? - mruknął pod nosem, robiąc mocny hamulec pod odpowiednim mieszkaniem.
- Daj spokój, Carlos. Twój przyjaciel nie jest po prostu takim sztywniakiem jak ty. - powiedziałam, a blondyn i mój brat zacisnęli usta i powoli się wycofali przy takich minach, jakbym obraziła samego Boga. Ejj, powiedziałam tylko prawdę.
- Jakbyś nie zauważyła, kierowałem. - odwrócił się do mnie mrużąc oczy.

Game with badboys ✔️Where stories live. Discover now