XXV

681 40 1
                                    


*POV* Rachel.

Gdy skończyłam gotować kolację razem z moją przyjaciółką, zawołałyśmy wszystkich do stołu. Najpierw przyszedł Shiley, który umył ręce i roztrzepał nam włosy, z apetytem patrząc na zawartość talerzy. Jak zwykle, łakomczuch pierwszy.
Josh zrobił, to co uprzednio mój brat i w nieco polepszonym humorze po obejrzeniu powtórki z meczu bejsbolowego, zasiadł obok niego. AJ po raz setny zawołała też Gwen i swoją córkę, ale ani jedna, ani druga nie odpowiadały. Po kilku dłuższych chwilach brunetka wyszła zza ściany i drapiąc się po głowie, ciągle rozglądała.
- Coś nie tak? - zapytał ją Josh, zmierzając swoim wzrokiem.
- Tak..jakby? - zaśmiała się niepewnie i lekko kulejąc podeszła do stołu.
- A mianowicie? - przyjrzałam się jej. Wiedziałam, że to nie przelewki. Na twarzy miała wypisane kłopoty.
- Mianowicie to.. nie mogę znaleźć Shmi. - kiwnęła głową, a Shiley odszkoczył od stołu. Mina Jo też była wystraszona.
- Co??? - prawie wrzasnął i nie patrząc na nas zaczął obiegać dom z każdej strony. Był bardzo zdenerowany. Bardzo to mało powiedziane. - Nie powiedziała ci gdzie idzie?
- Nie.. W sumie to siedziała długo w łazience. Myślałam, że jest z wami. - wzruszyła ramionami, szepcząc cicho.
- No tak! - Jo złapała się za głowę. - Mówiła coś o koncercie jakiegoś tam muzyka.. Była tak podekscytowana.. Musiała uciec! - klasnęła w ręce, a Shiley patrząc na nią głośno westchnął.
- Najpierw zwiał nam syn, a teraz córka. - zaśmiał się kpiąco. - Świetni z nas rodzice, nie ma co.
- CoCo sobie poradzi, poza tym jest dorosły. Ale Shmi? Przecież ktoś może ją porwać! - przestraszyła się i nerwowo zaczęła chodzić po pokoju.
- Jeszcze tego brakowało.. - oparłam się o stół, nie kryjąc znużenia. Zniknięcie córki, bratanka i siostrzenicy nie należało do przyjemnych przeżyć. Na dodatek, że wszystko miało miejsce w LA.
- Wiedziałem, że tak będzie jak tu przyjedziemy. W tym mieście nie ma nic, oprócz kłopotów. - fuknął Josh.
- Może uda mi się z nią skontaktować! - Gwen złapała za swoją komórkę i zaczęła coś na niej pstrykać. Wiedziałam, że to nic nie da. Poszłam więc do pokoju młodej wersji Jo i zaczęłam się rozglądać. W jej pokoju nadal było kilka rzeczy po dawnych właścicielach i jej nierozpakowana walizki, wśród której brakowało kosmetyków porozrzucanych po łazience i kulku par ciuchów. Westchnęłam, widząc to wszystko, bo przypomiały mi się przygody, gdy byłam w ich wieku, gdy nagle pod długą, purpurową zasłoną zauważyłam papiery. Musiały należeć do dawnego domownika, więc gdyby były ważne, powinnam je oddać.

Praktycznie dostałam zawału widząc, że jest w nich mowa.. o mnie! Usiadłam na łóżku Shmi i szybko zaczęłam je kartkować. Były to dokumenty ze stanu cywilnego, które mówiły o zawarciu małżeństwa z Charlie'm. Zamarłam.
- AMY! - wrzasnęłam na cały dom, a dziewczyna po chwili zajęła miejsce obok mnie.
- Co się stało? - ledwie łapała oddech.
- Ona już wie. - dałam jej papiery do ręki, a ona zilustrowała je spojrzeniem.
- Wszystko na raz. - zrobiła się jeszcze bardziej blada, niż przedtem. - Więc tutaj kilka godzin temu mieszkała Ivy i Shannon! - klasnęła w rękę. - Do diabła!
- Podwójne do diabła.. - westchnęłam. - Boję się o nią. Nie wybaczy mi kłamstwa. Nie o jej ojcu, zwłaszcza, że zawsze czuła się inna. Była inna. To wykapany tatuś, tylko popatrzeć. Obrażalska, uparta i zbyt pewna siebie, nic dodać nic ująć.
- Ciekawska, czyli jednak coś po tobie. - zaśmiała się, a ja wywróciłam oczami.
- Teraz musimy odnaleźć Shmi. Nie mogła uciec daleko.
- Nie znamy możliwości naszych dzieci. - skrzyżowała ręce. - Shmi wszystko odziedziczyła w spadku po mnie. Nie zostawiła po swojej małej ucieczce żadnej wskazówki, uwierz mi.
- Więc pozostaje nam czekać.
- I to jest najgorsze.

*POV* Ivy

Klub Ainee'LA był praktycznie wypchany od zebranej tam grupy ludzi. Już z daleka słychać było granie Skrillex'a i jego Bangarang. Wskoczyłam do środka na dżwięk rozpoczynających się bitów i od razu zaczęłam krzyczeć. Miliony migających lampek z sufitu i podświetlana podłoga, a w głębi chłopak miksujący utowry. O tak, to jest raj.

Game with badboys ✔️Where stories live. Discover now