XX

666 40 0
                                    


Obudziło mnie mocne trzepnięcie w głowę. Spojrzałam ze złością na napastnika, który stał nade mną.
- Chcesz się napić? - zapytał z udawaną troską, po czym wylał mi wodę na bluzkę. - Och, jak mi przykro. - zaśmiał się złośliwie. - Chyba jednak się nie napijesz.
Warknęłam głośno, po czym skoczyłam na niego i zaczęłam dusić. Ciągnął mnie za włosy, ale to nie bolało tak bardzo jak wszystko, co mnie spotkało. Usłyszałam tylko ostrzegawczy krzyk Lottie, a po chwili dostałam czymś w głowę. Ze skroni zaczęła lecieć krew.
- Taka agresywna jesteś? To chodź! - warknął jeden z gangsterów Spencer'a i zamachał przede mną bronią. Prawie ją wyrwałam, ale zrobił unik i kopnął mnie brzuch. Złapałam go za nogę i wywaliłam na plecy, po czym zaczęłam dusić. Kolejny padłby martwy, ale przybiegło jeszcze trzech gości, którzy bez wahania zaczęli kopać mnie gdzie popadnie.
- Zostawić tę sukę, przyda się mojemu mężowi. - zobaczyłam w drzwiach skąpo ubraną kobietę o długich, złotych włosach, która ze złośliwym uśmieszkiem się mi przyglądała. - Masz dość zabawy? - złapała mnie za zmoczony krwią podbródek, a ja złapałam za pukiel jej kołtunów i z całej siły pociągnęłam. Od razu zostałam zganiona przez jej obstawę do kąta. - Zapłacisz za to szmato! - wrzasnęła, oburzonym tonem głosu.
- I tak nie były prawdziwe. - mruknęłam najbardziej pewnym siebie głosem, na jaki mnie było stać, przed namnażający się ból.
- Zobaczysz, co się niedługo z tobą stanie, kochanie. Będę cię osobiście torturowała, przysięgam. - zmrużyła oczy i tuptając na tych swoich milionometrowych obsacach, wyszła z celi.
- Pierdol się, krasnalu. - warknęłam i otarłam z ust krew. W ogóle nie była smaczna. Mieśniaki wyciągnęli trupa i poszkodowanego z celi, dokładnie ją zamykając.
- Nic.. nic ci nie jest? - zapytała cicho Lottie. Obdarzyłam ją mocnym spojrzeniem.
- Ależ skąd, jestem cała i zdrowa. - mruknęłam. - Dzięki za pomoc.
- Nie mogę się narażać, kiedy zostało mi już kilka dni do wyjścia. - skrzyżowała ręce i rozerwała kawałek swojej białej podkoszulki, pewnie siebie do mnie podchodząc.
- Zostaw. - warknęłam.
- Nie. - fuknęła i przyłożyła szmatkę do twarzy, aby wsiąkła w nią krew.
- Ty siebie nie bandażowałaś, ja też wytrzymam. - oznajmiłam twardo.
- Ja nie oberwałam od razu pierwszego dnia. - zaśmiała się cicho, a ja razem z nią. Po chwili jednak oprzytomiałam.
- Co? - zmarszczyłam brwi. - Ty coś pamiętasz?
- Patrząc na to wszystko, miałam mały prześwit w głowie. Ten szajbus odezwał się do mnie z tym samym tekstem. - wywnioskowała. - Nic poza tym.
- A kim jest tamta barbie? Żoną Spencer'a? - zapytałam, a ona kiwnęła głową.
- I kierowniczką jego burdelu. - dodała, na co uniosłam brwi ku górze. - Mam nadzieję, że nie będziesz musiała przechodzić tych wszystkich tortur, co ja. - powiedziała poważnym tonem głosu. - Mnie nic już nie ruszy. Stałam się odporna na ból.
- Ojj, ja przez moje doświadczenia życiowe chyba też. - kiwnęłam głową sama do siebie, a ona nadal zajmowała się moimi ranami.
- Nie wiesz, co mówisz. - westchnęła. - Potrafią wnieść tu praktycznie nieżywą.

Wzdrygnęłam się. Chciałam, żeby CoCo mnie odnalazł, ale nie mogłam narażać go na problemy. Z resztą, co on sam zrobi? Zadzwoni po mamę? Jeśli ona tu przyjedzie, to koniec. Przecież o to chodzi Spencer'owi!
- Znasz się nieco na medycynie, co? - zagadnęłam ją.
- Nie wiem. Mam wrażenie, że ktoś z mojej rodziny był lekarzem. - zamyśliła się, jednak po chwili wróciła do poprzedniej czynności. - A twoi rodzice.. obaj są gangsterami z tego co wnioskuję, po naszej wczorajszej rozmowie.
- Mama była, teraz jest prawnikiem. - wywróciłam oczami, na co wesoło się zaśmiała. - A o ojcu dowiedziałam się dopiero przedwczoraj.. A potem, że nie żyje. - westchnęłam ciężko, a po moim policzku spłynęła pojedyncza zła.
- Ejj, nie wierz we wszystko, co mówi ci Spencer. - otarła ją, a ja uważnie przypatrzyłam się tej jasnej twarzy, która przede mną się znajdowała. - Mnie chyba też oszukał. - mruknęła, przymykając oczy i łapiąc się za głowę, aby wzbudzić wspomienia. - Chyba tak.. Tak! - uderzyła dłonią w dłoń. - Albo nie.. - westchnęła.
- Nie możesz ich zapytać? - zainteresowałam się.
- Kogo?
- Bo ja wiem.. tych, którzy cię tu znają. W końcu masz być jedną z nich. - wywniskowałam, patrząc na nią z ukradka.
- W sumie, masz rację. Spróbuję to zrobić przy najbliższej okazji. - kiwnęła głową i dalej wycierała ze mnie krew.
- Auć!
- Boli? - spojrzała na moją rękę, którą podtrzymywałam ramię. Było tam szerokie rozcięcie skóry, z którego nieustannie wylewała się jasnoczerwona ciecz. - Musiałaś zachaczyć ramieniem o kolbę broni jednego z tych kolesi. Nacięłaś sobie żyłę. - oznajmiła i zrobiła ze szmatki bandaż uciskowy. - Nic więcej nie mogę zrobić. - westchnęła.
- Dziękuję. To i tak wiele. - kiwnęłam do niej głową. Wtedy do środka wszedł kolejny z goryli.
- Dwayne cię woła. - złapał blondynkę za rękę i z siłą zaczął wyciągać ją na zewnątrz.
- Zostaw ją, no! - chciałam wstać z ziemii, ale obolałe ciało i wybite w niektórych miejscach kości uniemożliwiły mi to zadanie. Położyłam się więc na lodowatej, brudnej podłodze i wpatrywałam się tępo przed siebie. Nikt mnie stąd wie wyciągnie. Umrę z głodu i pragnienia albo sami mnie zabiją. W sumie, co za różnica. I tak by nikt za bardzo za mnie nie płakał..

Game with badboys ✔️Where stories live. Discover now