XV

502 23 0
                                    

*POV* Jamie

Zawsze lubiłem wyścigi, zwłaszcza w towarzystwie mojej rudowłosej dziecinki.
Annie była nieposkromioną diablicą, szukającą nowych przygód i pełną rywalizacji. Zabawa w jej towarzystwie to jedna z największych przyjemności tego świata, bo nigdy nie było wiadomo kogo chciała rozjechać na miazgę, a komu wbić tępy nóż w oko.
Ta mała sadystka była ulubienicą wszystkich: mój ojciec widział w niej anioła śmierci, Diego i Shine mieli ją za swoje oczko w głowie, a wujek Shiley uważał, że jest z porcelany i nikt nie miał prawa tknąć jej nawet małym palcem u ręki. Nawet ja traktowałem ją jak najcenniejszy skarb, albowiem w naszej rodzinie zostało niewiele kobiet, a przynajmniej niewiele mogło uczestniczyć w tradycji rodzinnej, czyli gangu.

Anne Dara natomiast urodziła się po to, by zabijać. Miała to we krwi równie silnie, co ja, więc wiedziałem, że za chwilę będzie dane nam doskonale się zabawić z naszymi wrogami.
Zanim to jednak nastąpi, wraz z poleceniem Shine'a o sprawdzenie jej wozu, udaliśmy się do Shut'n'Shot, warszatu samochodowego Herp Fire, bardzo znanego i szanowanego w całym Los Angeles, zważając na fakt, iż Alex i Nolee były wprost profesjonalistkami w dziedzinie majsterkowania i udoskonalania pojazdów.

W sumie to był dobry pretekst do spotkania, a ja już dawno nie widziałem siostry i szwagra, a przy tym także... Swojej byłej dziewczyny.

— Smarku, gdzie ty byłeś jak cię nie było? — Nolee, która od razu mnie rozpoznała, odsunęła się od otworzonej maski jakiegoś samochodu i wycierając ubrudzone smarami ręce o kawowe spodnie, podbiegła, aby się przywitać.

— No, muszę powiedzieć, że wdrążyłem Biblię w życie — roześmiałem się, krzyżując ręce. Rudowłosa wybiegła z auta, wciskając się brunetce w ręce.

— A ty znowu w smarach, cioteczko! — Annie stuknęła ją palcem w pierś, po czym szeroko się uśmiechnęła.

Panna Cooper już dawno u nas nie gościła. Wiedziałem, że nawet negatywnie nastawiona do innych kobiet ruda zaczynała za nią tęsknić.

— Cóż, zawsze jestem brudna. — Odpowiedziała jej równie szerokim uśmiechem, a zaraz potem zwróciła uwagę na mnie. — Chcesz powiedzieć, że wstępujesz do seminarium? — zaśmiała się.

— Niekoniecznie. — Przejechałem ręką po włosach. — Jezus powiedział, szukajcie, a znajdziecie. A ja, jako gorliwy chrześcijanin wypełniam Pismo.

— Spalisz się w piekle za te porównania. — Wywróciła oczami. — Chcesz powiedzieć, że znalazłeś dzieci Ivy?

— Owszem, albowiem tak. — Poruszyłem brwiami, a Annie cicho fuknęła. Nie lubiła zaczynać tego tematu.

— Czemu zawsze wszystko się wokół nich kręci, wrzućcie na luz. — Wzruszyła ramionami. — Jeśli Bear jest taka sama jak ta dziwica, którą dzisiaj poznałam, to ja podziękuje widywania ich na co dzień.

— Annie, wymieniłaś z nią kilka zdań. — Wywróciłem oczami. — Powinnaś dać jej szansę.

— Nie mam zamiaru! — krzyknęła i odrzuciła rude loki do tyłu, tym samym podnosząc wzrok na Nolee. — Mówię ci ciotka, jak zobaczysz Marie to zmiażdżysz jej mózg szwedzkim kluczem.

— Annie...

— A ja ci w tym pomogę, w końcu mam całkiem dobrą wprawę w szczypcach, zwłaszcza gdy wyrywam komuś paznokcie podczas tortur. Marie będzie zadowolona, że jestem na tyle delikatna, by zrobić to szybko. — Dumnie wypięła pierś. Już miałem westchnąć i oznajmić jej, że przesadza, gdy usłyszałem za plecami znajomy mi, wesoły głos.

— Kto ci tak bardzo podpadł, rudzielcu? — Wysoka dziewczyna o pięknym uśmiechu, w którym jeszcze pół roku temu byłem zadurzony, stanęła tuż przy moim ramieniu.

Game with badboys ✔️Where stories live. Discover now