-46-

9.2K 490 45
                                    

Odjechaliśmy z piskiem opon, słysząc za sobą głośne wycie syren policyjnych i trzepot śmiegieł federalnego helikoptera. Mimo licznych posiłków, nikt nas nie dogonił, więc bezpiecznie mogliśmy skręcić w stronę kryjówki i zatrzymać się dopiero pod naszą osłoną. Wyszłam z auta, biorąc głęboki wydech i odwróciłam się do stojącej po drugiej stronie blondynki.

Przyjrzałam się jej z uwagą. Miała rozcięty łuk brwiowy i poranione okolice ust i szyi, co mogło świadczyć, że w gościnie u per Briego musiała porządnie oberwać. Ścięte do ramion włosy lekko powiewały, ale były potargane i zakurzone. Dzień chylił się ku końcowi, ale dopiero wtedy zauważyłam, że powietrze było horrendalnie zimne. A Amy stała przede mną w ubrudzonej od krwi krótkiej, plisowanej spódniczce, podartych rajstopach i białej, zakurzonej koszulce. Na stopach miała porozdzierane trampki, a na ręce olbrzymią bliznę. Patrząc na nią, nie mogłam wytrzymać myśli, ile przeze mnie wycierpiała.

- Przepraszam, Jo - szepnęłam i podbiegłam do niej, wpadając blondynce w ramiona. - To moja wina. Tak bardzo, bardzo przepraszam.

- Nie, to ja nie powinnam sama wychodzić. Miałam prawo być zła na Charliego, ale postąpiłam głupio opuszczając kryjówkę, kiedy należałam już do gangu tego idioty - wyznała ze słabym uśmiechem.

- Zapomnijmy o tym. Chcę tylko, żebyś już nigdy mnie nie zostawiła - szepnęłam cicho i mocno się w nią wtuliłam. Blondynka odwzajemniła ten szczelny uścisk i pogłaskała mnie po głowie. Kiedy już się od siebie oderwałyśmy, zobaczyłyśmy, że o maskę czarnego Runnera oparty był uśmiechnięty od ucha do ucha Shiley, głęboko w nas zapatrzony.

- Obiecuję. - Spojrzała na mnie i wesoło się roześmiała, wystawiając najmniejszy paluszek. Z wielką chęcią odwzajemniłam ten gest i poprzysięgłam sobie, że już nigdy nie złamię obietnicy, jaką razem postanowiłyśmy.

- Dobrze, że wróciłaś - szepnął mój brat i ustał obok, z wymalowaną na twarzy głęboką ulgą.

- Nie zamierzałam nawet na tak długo was opuszczać - zaśmiała się, niby lekko, ale wiedziałam, że coś sprawiało w niej silny smutek.

- Chodź tu, wiewiórko. - Uśmiechnął się do niej i pociągnął za rękę, aby przytulić, ale dziewczyna uderzyła go po rękach i zrobiła minę małej, zezłoszczonej dziewczynki.

- Nie jestem wiewiórką!

- Masz odrosty. - Zauważył coś, na co nikt inny nie zwrócił uwagi. Musiał wlepiać w nią wzrok przez cały czas, kiedy rozmawiałyśmy. - Wiewióro - dodał z chytrym uśmiechem.

- Spadaj, chudzielcu! - Walnęła go w brzuch. Shiley owinął rękę wokół jej karku i z wielką radością do siebie przycisnął. Na jego twarzy widniała ulga i spokój, jakby odzyskał to, czego potrzebował do życia. Poczułam dziwne uczucie gorąca, kiedy zobaczyłam z jaką subtelnością oparła dłonie na jego klacie, by następnie pochwycić między palce kawałek koszulki.

- Ekchem. - Chrząknęła zabawnie Darcy i popatrzyła na swojego chłopaka ze sztucznym uśmiechem. - Zostaw moją przyjaciółkę. Też chciałabym się przywitać.

- Powiedz po prostu, że jesteś zazdrosna. - Stuknął ją delikatnie w podbródek i odsunął się od Jo, stając obok mnie.

- Nudno było tu bez ciebie - zaśmiała się do niej brunetka, a Amy od razu wpadła w jej ramiona. Moja przyjaciółka szeroko uśmiechnęła się do Darcy, ale spoglądając na Shiley'a nieco spoważniała. Szatyn spuścił wzrok, nie chcąc dać niczego po sobie poznać. Przez cały czas, odkąd trafiłyśmy do kryjówki Herpów, mój świat kręcił się jedynie wokół Charliego. Przez to, nie spostrzegłam nawet, ile nie wiedziałam o swojej przyjaciółce. Ile przede mną ukrywała, by nie zaprzątać mi głowy swoimi sprawami. Byłam jej całkowitym przeciwieństwem, ale obiecałam sobie, że w Japonii wszystko nadrobimy.

- Ten plan z wyścigiem był zajebisty. - Do Amy podeszła Mia i klepnęła ją "po męsku" w plecy. 

- Widzę, że pacjentów nie będzie mi tu brakować. - Spojrzała na jej łydkę, przez którą kulała.

- Kocham twoją bystrość i bezpośredniość. - Ponownie walnęła ją w plecy, tym razem mocniej, przez co wyższa od niej o dwie głowy blondynka, zaczęła kasłać. Charlie nawet na nią nie spojrzał i nie spostrzegłam, kiedy wszedł do kryjówki. Wszyscy podążyliśmy za nim i zajrzeliśmy do salonu, ale z racji, że był pusty, Mia pokierowała nas za magazyn. W życiu bym nie pomyślała, że mógł być tam cmentarz.

Game with badboys ✔️Where stories live. Discover now