XLII

551 36 0
                                    

Wyszłam na korytarz, który prowadził na zewnątrz. To tam odbywała się dobra walka. Przy drzwiach stała Shmi, resztę gdzieś powiało.

Kiedy usłyszała ciało przesuwane po podłodze, gwałtownie się odwróciła.

- Lynn, musimy spierdalać! Ich wciąż przybywa, a zostałyśmy tylko my! - zaczęła wymieniać rozpaczliwym głosem, a ja ustałam obok i zbadałam teren. Trzeba szybko rzucić się do auta, aby odjechać.
- Gdzie reszta? - zdziwiłam się.
- Cloud krąży wokół auta.. - szepnęła, a ja dopiero spostrzegłam jej fioletowe końcówki włosów falujące na wietrze, kiedy wychylała się, aby strzelać do przybywających gości. Równocześnie z rudą siostrą załatwiłyśmy zbliżających się kolesi, którzy nas zauważyli. - Długo nie wytrzyma!
- A co z Lottie i Katy? - brnęłam.
- Są.. na tyle auta. - widziałam jak łzawią jej łzy. - Lottie zginęła na miejscu, a Cat jeszcze żyła jak ją kładłyśmy. - kiwnęła głową. Spostrzegłam jej krwawiące ramię i spoconą twarz.

Wiedziałam, że nie powinnam ich zostawiać.

Ale miałam ważne rzeczy na głowie.

Zemsta pochłonęła moją duszę, przeniknęła ją do każdej drobnej cząsteczki. Na wieść o śmierci nawet się nie ruszyłam. Bolało mnie to bardziej, niż czysta wiadomość.

- Biegnij. - orzekłam i kazałam jej biec pierwsza. Kiedy robiąc fikołka, dotarła do auta, ja zarzuciłam sobie sukę na plecy i wolnym krokiem przemierzyłam cały teren.
- NIE STRZELAĆ! MA SZEFOWĄ! - krzyczeli.

To było zrozumiałe. Zachciało mi się aż od tego śmiać. Kazałam Shmi wsiąść za kierownicę, a Simonę rzuciłam na tyły, pod nogi Cloud, która patrzyła na leżące bezwładnie blondynkę i brunetkę.

Też im się przyjrzałam.

Niby spały, ale jednak nie ruszały się.

Lottie miała całkowicie zakrwawioną koszulkę, wiedziałam, że nie cierpiała długo. Strzał prosto w serce nie bolał jej tak, jak będzie bolał mojego brata i Percy'ego. To oni oberwą, nie ona.

W tamtej chwili zrobiło mi się szkoda małej Lexie. Dziewczynka wychowa się bez matki. Nigdy jej już nie zobaczy.

- Co z kittyknight? - szepnęłam, a Cloud pokręciła mi przecząco głową, cicho łkając. Po chwili wybuchnęła jednak głośnym szlochiem. Shmi starała sie zachować zimną krew i jechała tak szybko jak mogła, nawet jeśli nigdy wcześniej tego w ten sposób nie robiła. Dwa jaguary goniły nas, ale skręty w dzielnice i wąskie ścieżki zbłądziły duże wozy, zostawiając nas w spokoju.
- Ja tak bardzo nienawidziłam Lottie, a ona mnie dziś obroniła! - popatrzyła na mnie z goryczą. - Ja tam powinnam zginąć, nie ona! - ścisnęła pięści.

Żadna z nas nic nie odpowiedziała. Patrzyłam na dwie przyjaciółki i dziwiłam się sama sobie, że nadal mam w sobie pustkę. Nie spodziewałam się, że żądza zemsty i zło pochłoną mnie do reszty. Nie mogłam uwierzyć w to, że stałam się sto razy gorsza, niż Lady Killer. Że nie będę cierpieć.

Nie będę płakać.

- Jedź na cmentarz Herp Fire, chyba wiesz gdzie to jest. - popatrzyłam na rudą, a ona lekko pokiwała głową i skręciła w lewo.
- Co chcesz zrobić? - szepnęła.
- To, co należy. - orzekłam. - Musimy je przecież pochować.
- Ale chłopaki, oni nawet..
- Będziemy wyciągały je z auta przed willą mojego ojca? Do reszty zgłupiałaś?! - krzyknęłam na nią.

Odwróciła twarz od szyby.

Chciała mi przywalić i powiedzieć jaką to jestem zimną suką. Wiedziałam, że tak jest, ale nawet to nie potrafiło mnie zniechęcić. Nie chciałam czuć smutku, żalu. Chciałam jak najszybciej zająć się tą szmatą.

Game with badboys ✔️Where stories live. Discover now