V

896 38 8
                                    


Nareszcie. Kolejny rok szkolny dobiegł końca. Dzisiaj miałam zacząć nowy etap w życiu, razem z moim ukochanym CoCo. Ubrałam strój galowy złożony z luźnej, białej koszulki i czarnej, kloszowanej spódniczki na szelkach, a po chwili kończyłam śniadanie. Zdążyłam obudzić też braciaka i zrobić makijaż obum siostrom, które ciągle patrzyły na mnie jak na wariatkę. Przecież to nienormalne, że byłam radosna, prawda? Rozczesałam swoje długie włosy i czekałam na rodzeństwo, usiłując zawiązać piekielnie długie sznurówki trampek. Po chwili Shmi i Gwen ustały przede mną ubrane w eleganckie sukienki. Zaśmiałam się na moją wieczną odmienność i kontynuowałam zawiązywanie butów.
- A ty bez szpilek? - zdziwiła się moja siostra.
- I tak jestem wysoka. - w końcu udało mi się dotrzeć do celu i ustałam, przewyższając je tym samym o głowę.
- Faktycznie. - zaśmiała się głośno Shmi.
- Panny gotowe? - do naszej trójki dołączył troskliwy brat, Shannon. - No to idziemy.
- Złego zakończenia roku szkolnego! - zaśmiała się ciocia Jo, wyglądając za nami.
- Zakończenie roku szkolnego nigdy nie jest złe! - krzyknęliśmy zgodnie, a ona poszerzyła uśmiech w taki sam sposób, jaki zaprezentowany był na fotografii z Los Angeles. Zamyśliłam się przez chwilę i przed oczami pojawił się obraz jasnowłosego chłopaka u boku mamy. Byli podobni. Czyżby to jej ukryty brat?
- Co jest? - szepnął mi na ucho Shannon.
- Później ci powiem. - mrugnęłam mu oczkiem i nie chcąc psuć swojego wspaniałego humoru, odezwałam się do dziewczyn. - Co robicie po apelu?
- Idziemy ze znajomymi do restauracji, żeby to świętować. - powiedziała moja siostra, poprawiając swój długi, czarny kucyk. - A potem wrócimy do domu, trzeba się spakować.
- Tak to prawda, dziś wieczorem będziemy w Bostonie! - ucieszyła się Shmi. - Kocham podróże!
- Ja chyba też je zaczynam kochać. - wyjawiłam i spojrzałam ukradkiem na Shannon'a, który zaczął się głośno śmiać.
- Właśnie, CoCo! - moja siostra złapała go za ramię. - Phoebe chciała, żebyś poszedł z nami.
- Ale przecież tam są wszyscy z waszego wieku. - zmarszczył brwi.
- Znalazł się dorosły. - jego siostra wypięła mu język i skrzyżowała ramiona, na które opadły rude końcówki włosów. - To twoja dziewczyna, musisz się z nią jakoś delikatnie rozstać, tak?
- Ja prawie o niej zapomiałem. - wzruszył ramionami, a brunetka i ruda uderzyły go w boki. - Au!
- Cóż, przelotne miłostki są fajne, ale na dłuższą metę nudne. - starałam się mu pomóc.
- Tak, ty się ze swoim chłopakiem bardzo delikatnie rozstałaś. - powiedziała mi Gwen, przez co razem z CoCo zaczęłam się śmiać.
- Oboje znają się na delikatności, nie ma co. - wywnioskowała Shmi. - Idziesz z nami, koniec kropka.
Szatyn popatrzył na mnie błagalnie, a ja zaśmiałam się.
- Spokojnie, pogadam tylko z Chloe, potem pójdę do domu. - wzruszyłam ramionami.
- O nie, nie. Potem dołączysz do nas. - zaśmiał się złośliwie Shannon, w odwecie za to, że go wkopałam.
- To doskonały pomysł! Wszyscy chcą poznać moją agresywną siostrę! - ucieszyła się Gwen, a ja popatrzyłam na jego triumfalny uśmieszek z pokerową miną. Cóż, jeden jeden. - Nie wiem, czemu chłopcy lubią takie wredne panny jak ty, ale chyba powinnaś dać mi kilka lekcji. - brunetka spojrzała na mnie z maślanymi oczkami.
- Chcesz, żeby starzy przywiązali mnie do rakiety i wypierdzielili na Marsa? - spojrzałam na nią ze zdziwieniem. - Podobno jest tam trochę wody, ale dla takiej pijaczki jak ja?
Cała trójka zaczęła się śmiać.
- Zamknij się! - CoCo złapał mnie za rękę i wesoło się zaśmiał. - Idziemy do swojej klasy! Widzimy się później, dzieciaki! - powiedział do naszych sióstr, a one zrobiły urażone miny i odeszły w drugą stronę.

...

- Ivy, zaczekaj! - usłyszałam za sobą bardzo dziewczęcy głos. Odwróciłam i zobaczyłam za sobą niewysoką, zgrabną brunetkę, której piwne oczy błyszczały tak bardzo jak jeszcze nigdy.
- Chloe? - zdziwiłam się, a ona złapała za swoje kręcone włosy i odrzuciła je do tyłu.
- Tak. Przepraszam, że tak wyszło. Musiałam wybrać. - szepnęła, widocznie zawstydzona.
- Spoko, przyzwyczaiłam się do tego, że żadna laska nie potrafi zostać moją prawdziwą przyjaciółką. Musiałaby być chyba tak dziwna i agresywna jak ja, a dodatek mieć na głowie stos problemów. - zaśmiałam się sama z siebie. - Całe szczeście dziś wyjeżdżam. Czuję, że czeka mnie niezła akcja.
- Cieszę się z twojego szczęścia, Ivy. Bardzo cię lubiłam. - powiedziała. - Napiszesz kiedyś?
- Pewnie. - kiwnęłam głową i delikatnie się uśmiechnęłam. - A teraz idź, bo patrzę, że ktoś na ciebie czeka. - zwróciłam uwagę na moją dawną paczkę, która bała się do mnie podejść.
- Przepraszam za nich. - podrapała się za uchem. - Idziemy rytualnie do baru. - szepnęła. - A więc, dozobaczenia kiedyś. - przytuliła mnie, a ja delikatnie odwzajemniłam uścisk. Było mi jakoś nieswojo.
- Okej. Pa. - pomachałam jej szybko i odeszłam pewnym siebie krokiem, w kierunku restauracji, w której mieli spotkać się znajomi mojej młodszej siostry. Nareszcie. Drugi rok w biznesowym collage'u zakończony. - Witam śmietankę towarzyską. - weszłam do jasnego pomieszczenia, w którym były ogromne szyby, szklane stoliki i eleganckie, wysokie krzesła z białej skóry.
- Cześć Ivy! - krzyknęli chórem.
- No więc, widzę, że ją znacie. - moja siostra zabawnie skinęła na mnie palcem. - Siostra, to jest Johnny. - wskazała na blondyna z zabawną grzywką. - Ten szatyn z pasemkami to Kendall, obok Judy, a blondynka w rogu Nicole. - uśmiechnęła się. - Phoebe znasz. - wywnioskowała, a ja ukradkiem spojrzałam na słodką dziewczynę CoCo. Miała duże, bardzo zielone oczy, które krążyły gdzieś po innych świecie i falowane, brązowe z blond pasemkami włosy do ramion. Była naprawdę ładna. Zwłaszcza jej ciemna cera, bo ja przy niej mogłabym robić za wampira.
- O czym mówiliście? - zapytałam, przyglądającym się mi przyjaciołom sióstr.
- O wakacjach. Zazdroszczę wam, że ciągle podróżujecie. - westchnęła z rozmarzeniem Nicole.
- Ja zazdroszczę samej sobie. - zaczęła śmiać się Shmi, przytulona z całej siły do Kendall'a.
- Opowiecie o dawnych miastach? - zapytała szybko Judy. Miała zabawny, piskliwy głos.
- Ona pierwsza. - skinął CoCo w moim kierunku, a ja spojrzałam na niego poirytowana.
- Dzięki. - zaśmiałam się sztucznie. - No to Nowy York..

Game with badboys ✔️Dove le storie prendono vita. Scoprilo ora