XXXVII

622 41 0
                                    

Po całej plaży porozwieszane były lampiony, które na ciemniejącym niebie zdawały się być gwiazdami, które spadły nam na głowy. Palmy lekko kołyskały się na wietrze, jakby w rytm muzyki, którą tutejsi mieszkańcy puszczali z wielkich głośników. Panował oczywiście klimat reeage, więc mogłam spodziewać się flag w czarno-żółto-zielono-czerwonych barwach lub z symbolem marihuany. Roześmiałam się, widząc to wszystko, ale trzeba było przyznać, że tutejszy klimat niesamowicie mi podpasował. Wszyscy byli niesamowicie mili, każdy się śmiał i rozmawiał z nieznajomymi.

Jakiś czarnoskóry staruszek dał mi przeciętego wpół kokosa, który razem z Cloud szybko skonsumowałam. Był przepyszny! Ruda co chwila rozglądała się za wszystkim, co kolorowe i wtykała nosa w każdą napotkaną potrawę. Dziwię się, że nadal jest taka szczupła.

Ubrałam na siebie czarny strój kąpielowy, a biodra przepasałam chustą w kolorach wysp. Cloud zrobiła to samo, jednakże jej ubiór był kontrastyczny do mojego. Obie ze związanymi w kucyka włosami rozglądałyśmy się za Christopher'em, który pomógłby nam odnaleźć się w tym wszystkim. Zadzwoniłam już do taty z wieścią jak wszystko się potoczyło, a on, mimo iż z początku mi nie wierzył, zrobił dwie rzeczy: najpierw zaczął się śmiać, a potem opierdolił mnie za to, że zabrałam jego broń i ukochany samochód. Na słowa "tato, wyluzuj", zrobił się jeszcze bardziej zdenerwowany. Koniec końców mi odpuścił, ale stanowczo orzekł, że jutro wieczorem zjawią się po nas prywatnym jachtem (a już liczyłam na helikopter), ponieważ będzie musiał przewieźć swojego czarnego mustanga spowrotem do LA.

- Ivy, tam! - moje myśli przerwał głos Cloud, która wśród tłumu ludzi wskazywała na mojego niedawno poznanego, ciemnoskórego kolegę.
- Bystra jesteś, lisie. - uśmiechnęłam się do niej i obie pognałyśmy w kierunku chłopaka. Chris na nasz widok, szeroko się uśmiechnął.
- Dziewczyny! - rozłożył ręce na przywitanie. - Która chce takie odlotowe kolczyki? - pokazał nam kolorową, bardzo długą z resztą biżuterię. - Moja ciotka sama robiła!
- JA! - ucieszyła się Cloud i włożyła w dziurki w uszach wielobarwne pióra od papugi. - Są zajebiste!
- Wiem. - zaśmiał się i mrugnął jej oczkiem. - Ivy?
- Będę pływać, więc szkoda jeśli się zgubią. - skrzyżowałam zabawnie ręce.
- Faktycznie. - kiwnął mi głową. - Tak właściwie to już przygotowałem ci nawet deskę. JOHNNY! - wrzasnął gdzieś do tyłu, a zza palm wyłonił się bardzo przytojny, wysoki szatyn.
- Co się drzesz? - zaśmiał się.
- Masz tę nową deskę? - zapytał go, zakładając ręce na biodra.
- Pewka, przynieść już? - zilustrował mnie i Cloud wzrokiem.
- Jeśli byłbyś łaskaw. - mrugnął mu okiem, a szatyn wystawiając mu środkowy palec, z uśmiechem podążył gdzieś na bok. - To mój przyjaciel. Mieszka na wyspie od urodzenia, choć tak właściwie urodził się w Miami. Totalny maniak surfingu. Zrobił deskę specjalnie dla ciebie.
- Naprawdę? - zaśmiałam się i usłyszałam jak ktoś za moimi plecami wtyka deskę w piach. Była czerwona z pięknymi papugami po środku, siedzącymi w blasku słońca. - Woooow... - szepnęłam.
- A ja John. - oznajmił z uśmiechem szatyn, trzymający od dłuższego czasu przede mną rękę.
- A, nie, sorry! Ivy jestem! - zrobiłam się cała czerwona jak burak i szybko odwzajemniłam uścisk. - Po prostu to, jak wykonałeś deskę dla mnie jest niesamowite..
- Przyjemność po mojej stronie. - mrugnął mi okiem i przywitał się także z Cloud. - Widzieliście, ile w tym roku mamy gości? Do konkursu zgłosiło się przed chwilą jeszcze dwóch uczestników: jakaś brunetka i Japończyk.

Popatrzyłam na siebie uważnie z przyjaciółką.
- Ci Japończycy.. Od jakiś czterech godzin spotykam ich na każdym kroku. Nie są nawet uśmiechnięci! To nie wyspa dla nich! - oznajmił stanowczo czarnoskóry, krzyżując pewnie siebie ręce. - Nie lubię ponurych ludzi.
- My też. - orzekła stanowczo Cloud. - Gdyby można było ich stąd przegonić.. - kopnęłam ją ukradkiem w nogę. - No co? - popatrzyła na mnie pretensjonalnie, a ja ponownie spaliłam buraka.
- Ale to impreza otwarta, co zrobisz.. - westchnęłam teatralnie.
- Ivy ma rację. Jeśli chcą, mogą się tu kręcić. - wywnioskował Chris. - Ale przecież uśmiech nie kosztuje. - dodał.
- Co tu się długo zastanawiać, chodźmy lepiej pochodzić po wodzie. Za dziesięć minut zaczyna się konkurs! - ucieszył się Johnny, gwałtownie łapiąc mnie za rękę.
- Chriiistopher pilnuj lisa! - krzyknęłam czarnoskóremu, a oni oboje zaczęli się śmiać, widząc, że ledwo zdążyłam złapać za deskę, a już siedziałam z szatynem w wodzie po czubek głowy. - Nie ma co, szybki to ty jesteś. - zaczęłam się śmiać.
- I to nie był sarkazm? - poruszył zabawnie brwiami.
- Nie, nie. - kiwnęłam głową, a on przez dłuższą chwilę mi się przyjrzał.
- Masz piękne oczy. - oznajmił, na co trzeci raz z rzędu zrobiłam się cała czerwona. Dobrze, że na dworze ściemiało, przez co nie mógł zobaczyć jak bardzo zarumieniona jestem.

Game with badboys ✔️Waar verhalen tot leven komen. Ontdek het nu