— Wstań, leniu! — Usłyszałam przez sen nawołującą mnie Jo, która skakała z ponadprzeciętnym optymizmem, po tapicerowanym łóżku.
Hoodie, próbował zapobiec temu, co się działo, głośno szczekając, co działało na korzyść nieustępliwej blondynki.
— Cicho, zasnęłam ledwo przed piątą — mruknęłam, zakrywając głowę miękką poduszką. Wystarczyło kilka sekund, by zmotywować mnie do uruchomienia dłoni i złożenia jej na czyjejś twarzy.
— Nie klep głupot. Hoodie mi wszystko powiedział — zaczęła się śmiać. — Dalej, musimy jechać do banku wypłacić trochę kasy z konta na numer, bo nie mogę znaleźć karty kredytowej w tym bagnie ubrań. Trzeba zrobić zakupy! — Zdjęła mi kołdrę, ciągnąc uporczywie za rękę.
— Wal się, Jo. — Zabrałam od niej swoją dłoń, próbując ukryć się pod poduszką.
— Hood, ugryź ją w tyłek — powiedziała do psa, ale ten wyszedł z pomieszczenia, zapewne w poszukiwaniu kuwety, którą zaniosłam do łazienki. Zaczęłam się śmiać, widząc jej pokerową minę. — Dlatego wolę koty — mruknęła, wyraźnie poirytowana.
— Dobra, rozbawiłaś mnie. Wstaję. — Zeskoczyłam na podłogę, podążając w stronę grafitowej szafy. — Pościel mi łóżko — oznajmiłam z zadowoleniem, opuszczając pokój z kierunkiem na łazienkę.
Hoodiego w niej nie było, ale zostawił po sobie cuchnący ślad.
Nadal w piżamach, wyniosłam badziewie do kosza w kuchni, po czym wróciłam do łazienki, wymieniając w kuwecie piach.
Z głośnym westchnięciem ubrałam się w podarte dżinsy i biały top, zważając, że za oknem świeciło prażące słońce, jak przystało na początek lipca. Wcisnęłam na stopy sandałki, a włosy w kolorze ciemnego blondu, związałam w niedbały koczek na czubku głowy. Mażąc rzęsy tuszem i zakładając przy tym okulary przeciwsłoneczne, szybko poperfumowałam się dezodorantem z Playboy.
W mgnieniu oka, skoczyłam do pokoju po telefon i widząc, że łóżko zostało pościelone, skarciłam się w duchu, za wykorzystywanie dobroci swojej własnej przyjaciółki.
Nie zwlekając ani chwili dłużej, by nie rozdrażnić niecierpliwiej blondynki, ruszyłam na zewnątrz, wiedząc, że Jo czekała wówczas na mnie, w swoim ukochanym Chevy.
—Play it wild? — zapytała, zaciągając się głęboko powietrzem.
— Tak — odpowiedziałam bez namysłu, zdziwiona, że przyjaciółka nauczyła się całej gamy zapachów Playboy'a.
— Ja używam Play it lovely — oznajmiła. — Wszystko jasne — dodała, na co obie krótko się roześmiałyśmy. Nazwy zapachów były całkiem zgodne z prawdą.
— Gdzie Hoodie? — zapytałam, spostrzegłszy, że z tyłu auta brakowało donośnego futrzaka.
— Za bramą. — Skinęła brodą, wkładając kluczyki do stacyjki. Pies biegał dookoła domu, goniąc coś rudego, zapewne wiewiórkę. — Obejdzie się bez niego. Musimy iść do miejsc, w których psy są zabronione.
— No, dobra. — Westchnęłam. — Akurat popilnuje naszej rudery. — Uśmiechnęłam się lekko, oglądając kierującą Jo.
Dziewczyna miała ufarbowane na popielaty blond włosy i brwi, pomimo, że naturalnie była rudzielcem, czego strasznie nienawidziła.
Często nosiła swoje pukle spięte w długi i gęsty kucyk, a oczy podkreślała eyelinerem, z resztą tak jak i tego poranka.
ŞİMDİ OKUDUĞUN
Game with badboys ✔️
AksiyonTrylogia gangów z Los Angeles. Odważysz się z nimi zagrać? ******* Książka do remontu (I część napisana w 2016 roku, gdy miałam 15 lat). Treść książki zawiera wulgaryzmy i sceny przeznaczone dla osób powyżej osiemnastego roku życia. Czytacie na włas...