-2-

21.4K 1K 159
                                    

—  Wstań, leniu! — Usłyszałam przez sen nawołującą mnie Jo, która skakała z ponadprzeciętnym optymizmem, po tapicerowanym łóżku.


Hoodie, próbował zapobiec temu, co się działo, głośno szczekając, co działało na korzyść nieustępliwej blondynki.


—  Cicho, zasnęłam ledwo przed piątą — mruknęłam, zakrywając głowę miękką poduszką. Wystarczyło kilka sekund, by zmotywować mnie do uruchomienia dłoni i złożenia jej na czyjejś twarzy.


—  Nie klep głupot. Hoodie mi wszystko powiedział — zaczęła się śmiać. — Dalej, musimy jechać do banku wypłacić trochę kasy z konta na numer, bo nie mogę znaleźć karty kredytowej w tym bagnie ubrań. Trzeba zrobić zakupy! — Zdjęła mi kołdrę, ciągnąc uporczywie za rękę.


—  Wal się, Jo. — Zabrałam od niej swoją dłoń, próbując ukryć się pod poduszką.


—  Hood, ugryź ją w tyłek — powiedziała do psa, ale ten wyszedł z pomieszczenia, zapewne w poszukiwaniu kuwety, którą zaniosłam do łazienki. Zaczęłam się śmiać, widząc jej pokerową minę. — Dlatego wolę koty — mruknęła, wyraźnie poirytowana.


—  Dobra, rozbawiłaś mnie. Wstaję. — Zeskoczyłam na podłogę, podążając w stronę grafitowej szafy. — Pościel mi łóżko — oznajmiłam z zadowoleniem, opuszczając pokój z kierunkiem na łazienkę.


Hoodiego w niej nie było, ale zostawił po sobie cuchnący ślad.
Nadal w piżamach, wyniosłam badziewie do kosza w kuchni, po czym wróciłam do łazienki, wymieniając w kuwecie piach.


Z głośnym westchnięciem ubrałam się w podarte dżinsy i biały top, zważając, że za oknem świeciło prażące słońce, jak przystało na początek lipca. Wcisnęłam na stopy sandałki, a włosy w kolorze ciemnego blondu, związałam w niedbały koczek na czubku głowy. Mażąc rzęsy tuszem i zakładając przy tym okulary przeciwsłoneczne, szybko poperfumowałam się dezodorantem z Playboy.


W mgnieniu oka, skoczyłam do pokoju po telefon i widząc, że łóżko zostało pościelone, skarciłam się w duchu, za wykorzystywanie dobroci swojej własnej przyjaciółki.
Nie zwlekając ani chwili dłużej, by nie rozdrażnić niecierpliwiej blondynki, ruszyłam na zewnątrz, wiedząc, że Jo czekała wówczas na mnie, w swoim ukochanym Chevy.


Play it wild? — zapytała, zaciągając się głęboko powietrzem.


—  Tak — odpowiedziałam bez namysłu, zdziwiona, że przyjaciółka nauczyła się całej gamy zapachów Playboy'a.


—  Ja używam Play it lovely — oznajmiła. — Wszystko jasne — dodała, na co obie krótko się roześmiałyśmy. Nazwy zapachów były całkiem zgodne z prawdą.


—  Gdzie Hoodie? — zapytałam, spostrzegłszy, że z tyłu auta brakowało donośnego futrzaka.


—  Za bramą. — Skinęła brodą, wkładając kluczyki do stacyjki. Pies biegał dookoła domu, goniąc coś rudego, zapewne wiewiórkę. — Obejdzie się bez niego. Musimy iść do miejsc, w których psy są zabronione.


—  No, dobra. — Westchnęłam. — Akurat popilnuje naszej rudery. — Uśmiechnęłam się lekko, oglądając kierującą Jo.


Dziewczyna miała ufarbowane na popielaty blond włosy i brwi, pomimo, że naturalnie była rudzielcem, czego strasznie nienawidziła.
Często nosiła swoje pukle spięte w długi i gęsty kucyk, a oczy podkreślała eyelinerem, z resztą tak jak i tego poranka.

Game with badboys ✔️Hikayelerin yaşadığı yer. Şimdi keşfedin