-40-

9.8K 510 17
                                    


Wyszłam na korytarz z zamiarem powrotu do brata i zamienienia z nim kilku słów. W tym samym czasie wyszedł on z salonu razem z Charlie'm. Natychmiastowo cofnęłam się o krok, aby podsłuchać ich rozmowę. Zawsze marzyłam, by to zrobić.

- Nie pójdziesz obejrzeć auta? - zapytał blondyn.

- Później. Ale naprawdę dziękuję, że się pofatygowałeś. - Shiley założył rękę na ramieniu blondyna i oboje ruszyli w kierunku schodów. Pomaszerowałam się za nimi nieco pochylona, skrywając się za każdym możliwy rogiem i zakamarkiem. - Rozmawiałeś z moją siostrą o tym, co wydarzyło się w barze?

- Nie było szczególnej okazji. Jak tylko wstała, wyruszyła na poszukiwania prezentu dla ciebie - mruknął. - Ale pytała mnie czy wczorajsza sytuacja naprawdę miała miejsce czy to był tylko sen.

- Racja. Upiła się lepiej, niż zawodowy alkoholik - prychnął mój brat, a ja w myślach zabiłam go za to żenujące porównanie. - Muszę skrócić jej te balangi.

- Musi się wyszaleć, braciszku. - Blondyn potargał mu włosy.

- Co z ciebie za chłopak? Chcesz, żeby twoja dziewczyna została alkoholikiem? - zaczął się śmiać, a ja w myślach jednocześnie rozerwałam go na strzępy, podziękowałam za opiekę i zdziwiłam się, że nie miał nic przeciwko mojemu związkowi z Charlie'm.

- Daj spokój. - Machnął ręką. - A ty, jak się trzymasz?

- To trudne, ale chyba muszę pogodzić się z tym, że to była jej decyzja i nie mieliście na to znaczącego wpływu. - Wzruszył ramionami. - Sorry, za to, że na was wtedy naskoczyłem.

- Nie ma co przepraszać, stary. Też bym tak pewnie zareagował. - Spojrzał na niego.

- Najbardziej boli mnie, że poszła do Rider Shark. Nie umiem sobie wyobrazić... - Zamachnął nierozumiejąco rękoma, a mój chłopak zaczął się śmiać.

- I pomyśleć, że była taką słodką lekarką, co? - Skrzyżował ręce. - Widziałeś tę dziewuchę wczoraj? To w ogóle nie ona. Miałem ochotę ją udusić. Z początku, gdy Rachel przyprowadziła ją do naszej kryjówki, Jo wydawała się być zdecydowanie bardziej ogarniętą dziewczyną, niż Rach - powiedział, a ja od razu wywróciłam oczami, choć zupełnie się z tym zgadzałam. - Wyglądała na naprawdę kogoś godnego uwagi. Ale po naszej kłótni z Rach... Nie przypomina siebie.

- Właśnie w tym rzecz. Nie rozumiem, czemu tak nagle... Nie pasuje mi to. Dlaczego ot tak zechciała stać się jak oni? Przecież Martinez i jego gang to zwykli... - Pokręcił głową. - Może powinienem być brunetem?

- Nie wygłupiaj się, co? - Walnął go w bok. - Noah i Brian to dla niej najwyraźniej zwykłe zabawki. Jest naprawdę charyzmatyczna. Potrafi z łatwością owinąć na palec, kogo zechce. Jesteś tego żywym przykładem. 

- Bardzo zabawne. Skończ ironizować - burknął mój brat i z rezygnacją wywrócił oczami. - Widzimy się później na dole? - Rozdzielili się, a ja ustałam za rogiem widząc, jak mój chłopak skręcał do własnego pokoju.

- Pewnie. - Kiwnął mu głową i zamknął za sobą drzwi, osamotniając mojego brata. Shiley poszedł do siebie, a ja pomaszerowałam po cichu za nim i przytknęłam stopą do podłogi, aby drzwi za moim bratem nie domknęły się. Chłopak na szczęście nie spostrzegł tej sprawy i przechodząc przy parapecie zrobił hamulec w pół kroku. Wziął do ręki leżącą tam kartkę i srebrny łańcuszek na szyję.

Widziałam, jak jego uśmiech poszerzył się, gdy czytał zaszyfrowaną wiadomość.

- Co tam masz takiego ciekawego? - zaśmiałam się urokliwie, a on widząc moją postać w drzwiach bardzo się zdziwił i... Zrobił się cały czerwony.

- N-nic. - Zgniótł papier. - Charlie zapisał mi numer najnowszej broni. Mam ją później przekazać Adamsowi, żeby odnalazł ją w magazynku i dał snajperom na najwyższym poziomie. - Wzruszył ramionami, wyrzucając papierek do kosza. Schował łańcuszek do kieszeni tak, żebym nie zauważyła, ale nie wiedział, że stwierdziłam już więcej, niż powinnam. 

- Ach, w porządku - udałam głupią. - Przyszłam do ciebie, bo chciałam pogadać o tym zespole, który masz na koszulce. Zastanawiałam się, czy warto ich prześledzić. Fajną grają muzę? - zaśmiałam się, nie chcąc wzbudzać żadnych podejrzeń i usiadłam na łóżku.

- Pewnie, że tak! Zostawiłem twój prezent w salonie. Czekaj, skoczę po to. - Zamachał ręką i zniknął za drzwiami.

Zaśmiałam się w myślach, najbardziej złowieszczo jak potrafiłam i wyjęłam z kosza zmięty papierek, który szybko rozwinęłam.

Czym jest dla ciebie obietnica? Dla mnie to priorytet. Nigdy nie łamię obietnic. Tak jak obiecałam sobie, że gdy się pojawiłeś, nie będę widziała w tobie zmarłego brata swojej przyjaciółki. I nie widziałam, ani razu. Zapatrzyłam się jednak o wiele za mocno. Czy powinnam obiecać sobie, że nie zerknę w ten sposób nigdy więcej? Obiecaj spędzić te urodziny szczęśliwie, Shiley.

Game with badboys ✔️Where stories live. Discover now