-81-

6.1K 374 12
                                    

Nie minęło długo, gdy ktoś pociągnął mnie za nogę. Spojrzałam na duże, granatowe oczy i zaczęłam się śmiać.

- Jest piąta, mała - powiedziała blondynka, siedząca po turecku przy łóżku moim i swojego brata. - Słońce zaczyna wstawać, moglibyśmy udać się na mały rajd w celu podróży poślubnej!

- Jak go dobudzisz... - Wskazałam na męża. - To możemy jechać. - Skrzyżowałam ręce, patrząc na nią sprytnie. Dziewczyna zaśmiała się chytrze, a ja zaczęłam przyglądać się temu, co próbowała zrobić. Wzięła do ręki długopis, który znalazła gdzieś w szafce i pstryknęła nim mu do ucha.

- No, do cholery! - krzyknął, przewracając się na drugi bok. Blondynka zaczęła szybciej pstrykać.

- Wyspać się nie mogę po własnym weselu, czego chcesz wiewiórko? - Zerwał się, patrząc na nią zirytowany, a ona śmiała się wniebogłosy, widząc moją zszokowaną minę.

- Jak ty to zrobiłaś? - Spojrzałam na nią, a blondyn patrzył na nas niezrozumiale.

- To proste, też nie lubię tego dźwięku. - Nadal się śmiała.

- Dobrze wiedzieć. - Zatarłam ręce.

- Już? Udowodniłyście sobie wszystko? - Spojrzał na nas. - A zatem, dobranoc. - Położył się, a ja gwałtownie zabrałam blondynce długopis i zaczęłam nim pstrykać. - Och, Rachel! - Popatrzył na mnie zły, a teraz ja zaczęłam się śmiać.

- Przepraszam, kochanie, ale przegrałam zakład i jedziemy na mały rajd, który wymyśliła Jo. - Skrzyżowałam ręce, a on wywrócił oczami i powoli zwlekł się z łóżka.

- Następnym razem dokuczajcie Shiley'owi - mruczał pod nosem.- A nie zawsze mi.

- Gotowi? - Do środka wpadł szatyn z widocznym pełnym ładunkiem energii.

- Jego nie trzeba budzić. - Wskazałam na brata palcem, po czym razem z Jo zaczęłyśmy się z blondyna śmiać.

- Nie pomagasz, Shi. - Spojrzał na kumpla, a on zmarszczył brwi, nie wiedząc, o co mu chodziło.

- Tak właściwie, to się już pogodziliście? - szepnęłam blondynce do ucha.

- Nie. Powiedziałam, że jak wygra z moim bratem to wtedy przestanę się gniewać. - Skinęła dumnie palcem, zadowolona z tego, co wymyśliła.

- Jak Charlie się dowie, to będzie dawać mu fory! - krzyknęłam, wychodząc do łazienki, a ona zmrużyła oczy, obrażając się na mój śmiech. Wzięłam szybki prysznic i założyłam czarne, obcisłe legginsy. Jako górną partię stroju wybrałam zwykłą ciemną koszulkę z białym napisem po stronie serca, a nadal zakręcone włosy rozpuściłam i pozwoliłam, by opadły na ramiona. Po chwili wyszłam z łazienki, a na dole czekała na mnie śmiejąca się trójka. - Nie rozumiem was. - Skrzyżowałam ręce i minęłam przyjaciół, patrząc na ich zdezorientowane słowami miny.

Założyłam jedne z cięższych butów i poszłam do garażu po żółtego Dodge Vipera. Uśmiechnęłam się sama do siebie, gdy blondyn wyprzedził mnie, aby zająć miejsce za kierownicą.

- Śmieszny jesteś, Carter. - Skrzyżowałam ręce, unosząc jedną.

- Tak, teraz ty też jesteś Carter. - Zaczął się śmiać i odpalił stacyjkę, a Shiley i Jo udali się do granatowego Vipera obok.

- Złodziejka nazwiska! - krzyknęła blondynka i usiadła po stronie pasażera, a brat popatrzył na mnie rozbawiony i zajrzał do swojego auta.

- Po tym wyścigu i ty nie będziesz mieć wyjścia! - Kiwnął do mnie głową, a ja zaczęłam się śmiać i dołączyłam do Charliego.

- Co masz na myśli? - fuknęła mu.

- Cóż, zabierzesz nazwisko mojej siostrze, przyszła pani Amy Cooper. - Pocałował ją w szyję, a ona położyła mu dłoń na twarzy i odsunęła od siebie na znaczącą odległość. Razem z jej bratem zaczęliśmy się śmiać i odjechaliśmy z podjazdu pierwsi, jednak po chwili tuż obok jechała nasza skłócona, zakochana dwójka wariatów. Blondynka uchyliła szyberdach i wychyliła się, głośno krzycząc. Nie zwlekając ani chwili dłużej dołączyłam do niej, a nasi panowie zjechali się możliwie blisko byśmy mogły złapać się za ręce. Przy tak ostrej jeździe to było coś niesamowitego.
Wiatr rozwiewał mi włosy w każdym kierunku i sprawiał, że na skórze pojawiała się gęsia skórka, a ja w końcu czułam, że żyje. Potrzebowałam adrenaliny i w dzień po własnym ślubie pragnęłam przeżyć dreszczyk emocji. Schowałam się do auta, gdy z daleka zobaczyłam stary, opuszczony tor wyścigowy, otoczony dookoła lasem, wśród którego gałęzi przedzierały się leniwie pierwsze promienie słoneczne. Wybiegłam pierwsza i ustałam na środku toru, kręcąc się wokół własnej osi.

- Chłopcy, zaczynajcie od razu - ponagliła ich Jo. - Na co czekać? - zaśmiała się szybko po tym, jak ustała obok mnie.

- W sumie, muszę ci trochę poprzeszkadzać, Shiley. - Charlie szturchnął najlepszego przyjaciela w ramię. - Nie dostaniesz Jo tak łatwo - dodał i wskoczył do auta, zostawiając szatyna z pokerową twarzą i śmiejącymi się dziewczynami.

- Nie ma flagi, przyjacielu. - Skrzyżował zabawnie ręce, wsiadając do auta z cwaną miną.

- Flagi nie, ale są bluzki - powiedziałam, kiwając głową do przyjaciółki.

- Będziecie się rozbierać? No proszę. - Shiley śmiejąc się zatarł ręce, a Charlie wywrócił oczami.

- Jeśli już, to patrz na swoją, jasne? - Blondyn stuknął mu w szybkę, na co we dwie zaczęłyśmy się śmiać.

- Ale SWOJĄ dziewczynę czy SWOJĄ siostrę? - Popatrzył na niego z rozbawieniem, a ten pokazał mu środkowy palec, po którym oboje złapali za kierownice.

- Patrz na SWOJĄ drogę, braciszku! - krzyknęłam mu i po chwili równocześnie ściągnęłyśmy koszulki, machając nimi w powietrzu. Przyjaciele ruszyli, a my zaraz po tym skoczyłyśmy do góry ze śmiechem. - Jak myślisz? Który wygra?

- Zależy od męskiej solidarności. - Wymieniła się ze mną porozumiewawczym spojrzeniem. Założyłyśmy górne partie ubrań i patrzyłyśmy jak znikają nam na kilka sekund sprzed oczu w kłebie dymu i piachu. - Jadą łeb w łeb.

- A może główka w główkę? - poprawiłam ją, na co wywróciła oczami.

- Mam plan na dzisiejszy dzień. - Spojrzała na mnie bokiem.

- Mianowicie? - Skrzyżowałam ręce.

- To zbyt wulgarne, by o tym mówić. - Walnęła mnie w brzuch, a ja podcięłam ją, więc wyrównując rachunki, usiadłyśmy na piachu, czekając aż panowie wrócą ze swojego wyścigu talentów. Byli na ostatnim zakręcie, kiedy zobaczyłam jak dwa auta specjalnie torowały sobie drogę o mało nie doprowadzając do wypadku. Widać, że liczniki ledwo wytrzymywały, ale żaden z nich nie odpuszczał. Cóż, taka rywalizacja była godna przyjaciół. Gdy znaleźli się niedaleko mety wstałam razem z blondynką, kiedy kiwnęła mi palcem, abym ustała Charlie'mu na drodze. Sama zrobiła tak z Shiley'em, a choć wierzyłam, że się zatrzyma, wraz z malejącą nas odległością nabierałam strachu. - Zobaczymy, kto pierwszy odpadnie! - krzyknęła Jo i rozłożyła ręce, wyglądając przy tym jakby chciała auto Shiley'a przytulić. Wiedziałam, że moja przyjaciółka była wariatką, ale ja miałam więcej krwi psychopatki, niż ona dlatego zrobiłam to samo, kiwając do niego z odległości palcem w bardzo zachęcającym stylu. Oboje nie wiedzieli co powinni zrobić, dlatego po krótkiej wymianie spojrzeń zaczęli skręcać na nasze boczne strony. Równocześnie z blondynką wychyliłam się, ale oni zdążyli przejechać i postawić swoje auta równolegle do siebie, w tym samym czasie z nich wyskakując.

- Wy naprawdę oszalałyście! - krzyknął z miejsca Shiley.

- Tak, wyjdę za ciebie! - Ucieszyła się, że nie stchórzył i zarzuciła mu ręce na szyję.

- Poważnie? - zapytał, trzymając ją w powietrzu.

- Oczywiście, że nie, idioto. - Uderzyła go w brodę, a ja roześmiana podbiegłam do męża.

- Mogłem cię potrącić. - Spojrzał na mnie uważnie, więc złapałam go za twarz i namiętnie pocałowałam.

- Nie mogłeś. - Zaczęłam się śmiać. - Za bardzo mnie kochasz. - Przypomniałam mu jego słowa z dawien dawna, ale najwyraźniej pamiętał o nich, bo poszerzył swój uśmiech.

- Tak, faktycznie. - Przytulił mnie. - Ale nie zapomniałaś o czymś? - szepnął do ucha, seksownym tonem głosu.

- Nie, Charlie. - Podrapałam go po klacie. - Jednak najpierw trzeba odstawić ich do niańki.

- A może czworokąt? - zapytał Shiley, zawieszając się nam na ramiona. - To byłoby chyba po raz pierwszy na świecie.

- Noc poślubna o szóstej rano z dodatkową dwójką. Dobre rozwiązanie. - Skinęła głową Jo, również do nas dołączając. - Może nazwijmy to adrenaliną poślubną?

- Adrenaliną? - zapytałam razem z moimi dwoma mężczyznami u boku.

- Czas napaść na bank. - Wzruszyła ramionami, a my po krótkiej wymianie spojrzeń, uśmiechnęliśmy się do siebie jak najgorsi psychopaci.

No w sumie?

Game with badboys ✔️Where stories live. Discover now