-3-

16.3K 1.1K 45
                                    

Przez chwilę zdawało mi się, że próbował ukryć coś, co miał na ręku, ale powstałe zamieszanie skutecznie uniemożliwiło mi dalsze przemyślenia.


Przecież to miał być mój koniec.


Nawet się z tym pogodziłam.


— Masz szczęście — warknął do kobiety za ladą, zabierając torby z pieniędzmi. — Idziemy, chłopaki! — krzyknął w ich kierunku, wybiegając jako pierwszy, z budynku, z głośnymi wystrzałami, zapewne w kierunku policji. Wszyscy krzyczeli, na dźwięki wybijanych od postrzałów szyb oraz wpadających do banku ciał policjantów.


Ci bandyci byli okropni, okrutni i... Szybcy. Niczym postacie z gangsterskich gier.
Zastanawiałam się, dlaczego wciąż żyłam, ale tego co się stało, nie dało rady wytłumaczyć w racjonalny sposób. Ten bandyta nie zabił mnie, mimo, że mógł to zrobić bez jakiegokolwiek problemu.


Jo posłała mi zdezorientowane spojrzenie, które odwzajemniłam.
Oddychałam ciężko, jak po biegu sprintem na tysiąc metrów.
To było straszne.


Policja wpadła do środka, nawołując za sobą lekarzy. Słyszałam jak wyliczano zgony, jak głośno wyły syreny karetek i wozów policyjnych, które ruszyły w pościg za bandytami.
Myślałam, że to scena jakiegoś filmu, dopóki do moich uszu nie dotarło oskarżenie jakieś kobiety i trzymającego ją w pół mężczyzny. Stanęłam na nogi. Miałam pokaleczone od szkła ręce, ale poza tym nic mi się nie stało.


Jo trzymała oburącz szyję, w miejscu, w którym chwycił ją napastnik.
Ruszyłam na chwiejnych nogach w kierunku pary, stojącej obok policjanta, ciągnąc przyjaciółkę za sobą.


— To one! — krzyknęła przeraźliwie, wycierając krew z ust i nosa, podobnie jak jej partner.
Czy ja śniłam? Ta kobieta oskarżała mnie i Jo o współudział w napadzie na bank?


— Mogłabyś powtórzyć zarzut? Ledwo uszłyśmy z życiem! — warknęłam w stronę pary i policjanta, stojącego wówczas między nimi.


— Rachel, uspokój się. Ten pan nas tylko przesłucha — powiedziała pewna słuszności swych słów Jo, jednak policjant bez słowa złapał jej ręce i zakuł w kajdanki. — Albo i nie... — Westchnęła z rezygnacją.


— Łapy precz! — krzyknęłam, uderzając w niego ręką, jednak on, z pomocą dwóch innych policjantów, skuł mnie tak samo jak Jo, przez co krwawiące ręce zaszczypały niemiłosiernie. — To boli!


— Nie dostaniesz za to odszkodowania, wyrównałem rachunek za napaść na funkcjonariusza prawa — mruknął groźnie.


— Studiuję prawo i mam zapewnioną silną pozycję w tym zawodzie, więc radzę uważać! — krzyczałam, dopóki Jo mnie kopnęła.


— Nie utrudniaj — szepnęła, a ja z niezadowoloną miną, weszłam za nią do wozu policyjnego.

Świetny pierwszy dzień w tak zwanym Mieście Aniołów.


Faktycznie, egzystują tu same anioły. Upadłe anioły.


Kocham cię, Los Angeles!

Game with badboys ✔️Where stories live. Discover now