XXIII

751 42 7
                                    

Usiadłam przy stole w kuchni, razem z moją blond-przyjaciółką i obie czekałyśmy aż chłopacy zbiorą wszystkie bagaże, broń, forsę i najpotrzebniejsze rzeczy, a jak na prawdziwe panienki przystało, mieli ich mnóstwo. Ja wciąż nie mogłam uwierzyć, że podoba się jej mój brat, a jeszcze bardziej podziwiałam jej umiejętność mówienia bez braku owijania w bawełnę. Ona to jest bezpośrednia!

- Powtarzam ci po raz setny i ostatni: tak, przez cały czas mowa o Shannon'ie. Co w tym dziwnego? - złapała w dłoń szklankę z zimną lemoniadą i szybko upiła z niej łyka.
- Mój brat to największy na świecie pedał i nie ma w nim nic męskiego, masz problem z oczami? - śmiałam się.
- Ivy, jakby co to wszystko słyszę. - obok nas przemaszerował szatyn, niosąc w rękach kilka wielkich kartonów do samochodu.
- Widziałaś go? - obejrzała się za nim, pożerając wzrokiem rozpiętą do połowy koszulę, a raczej klatę pod nią.
- Pff. - skrzyżowałam ręce.
- Czemu o mnie plotkujecie? - wracając na górę zrobił postój przy naszym stoliku.
- Bo warto mówić o rzeczach wartych mówienia. - zaśmiała się Lottie, zabawnie poruszając jasną brwią.
- Mówiłem ci, że jesteś najlepsza? - przykucnął przy niej.
- Wczoraj czy dzisiaj? - skrzyżowała ręce, na co oboje zaczęli się śmiać. A ja patrzyłam na nich niedowierzająco. Cholera, chyba jestem chora.
- Zawsze jesteś najlepsza. - pocałował ją w czoło i spojrzał na mnie ukradkiem. - Wszystko okej? - zapytał mnie, a ja pokręciłam głową.
- Nic nie jest okej. - zmarszczyłam brwi. - Przecież ty jesteś gejem, nie możesz podrywać Lottie! - rozłożyłam ręce, a on zaśmiał się z głośnym westchnięciem i wywracając oczami, ruszył na górę.
- Shannon, w takim razie jestem chłopakiem! - krzyknęła za nim, a on roześmiał się i kręcąc głową pomaszerował dalej. - A tak swoją drogą to czemu uważasz, że jest gejem?
- Nie dosłownie, ale tak. - nachyliłyśmy się do siebie. - Lubi zakupy i modę, to nie jest normalne. - zamachałam palcem, a ona już zaczęła wzdychać. - Po drugie robi bajeczne fryzury i makijaże, to jest jeszcze bardziej nienormalne. - skrzyżowałam ręce. - No i przede wszystkim, który facet przeżyłby bez sportu? Nie widziałam go nigdy przed telewizorem, w którym kibicował jakiejś drużynie!
- Może kibicował na tablecie. - zaśmiała się.
- Do ciebie to nie dociera, bo cię amor w dupę strzelił i dopóki sobie tej strzały nie wyjmiesz to nie pojmiesz mojego toku myślenia. - zamachałam ręką.

- Twój tok myślenia? To coś takiego istnieje? - dźgała mnie palcem po ramieniu, aby móc jeszcze bardziej mi dokuczyć. W końcu zaczęłyśmy nawalać się ręką o rękę i głośno przy tym śmiać. - A poza tym to nie ja widzę dookoła serduszka tylko ty. No nie, Carl? - sięgnęła wzrokiem za moje plecy.
- Carl? - zaczęłam poprawiać włosy i odwróciłam się, ale nikogo tam nie było. A blondie miała ubaw w najlepsze. - Superśmieszne, Wow. Wow.
- Wiem! - jeszcze bardziej się śmiała, widząc moją pokerową minę. W końcu odpuściłam i sama wybuchnęłam głosnym śmiechem.
- Byście nam pomogły, leniuchy! - tym razem na dół zeskoczył Ed, który musiał napić się czegoś po jakże ciężkiej pracy.
- Jesteśmy z wami duchem. - skinęłam mu ręką, po czym kontynuowałyśmy śmianie się.
- Co za baby. - wywrócił oczami, podczas gdy reszta męskiej śmietanki towarzyskiej zeszła na dół.
- Właśnie. Z babami są zawsze problemy. - oznajmił Jacen, zakładając ręce na biodra. - Zostawimy tu Katy samą?
- Ona nie brała udziału w akcji, więc jej nic nie zrobi. Poza tym zawdzięcza De Pool'owi życie, więc nie odpuści jego gangu. Nawet dla nas. - odezwał się Percy, co chwila spoglądając na Lottie. To było dziwne. Blondaś mówił o tym, że loczek wspomiał o mojej przyjaciółce, ale nie sądzę, żeby chodziło mu o miłość..
- Tu się zgodzę. - kiwnął głową Carlos. - Ale to nie zmienia faktu, że powinniśmy ją tu tak zostawić.
Nagle przed domem nastąpił klakson samochodu.
- Dobra, wy rozwiążcie problem, ja idę pakować rzeczy do furgonetki. - zaśmiał się rudy, podążając rytmicznym krokiem na dwór.
- Idę z nim. - powiedział równocześnie Jace i Shannon, po czym oboje pobiegli za swoim przyjacielem.
- Witam wszystkich. - zaśmiał się brunet, wchodzący powolnym krokiem do mieszkania. Już go widziałam, to brat Carla!
- Cześć. - odpowiedzieliśmy chórem. Dziwne, że nie miał na sobie sutanny, ale z drugiej strony to chyba lepiej, bo nieco mniej się dzięki temu krępowałam.
- Załatwiłem wam najlepszą chatę. - rzucił kluczyki do brata. - Szesnaście pokoi, sześć łazienek, dwie kuchnie, salon, siłownia, dwa gigantyczne garaże, ogród, basen, jadalnia i cztery balkony, hm? - rozłożył zabawnie ręce, a nam wszystkim szęki opadły. - Żartuję, macie pokoje po cztery osoby. - wypiął jezyk, a my wywróciliśmy oczami.
- Co ja ci mówiłem? - ustał przed nim Carl.
- Tak, chciałeś superhipermegaekstrawypasioną willę, ale uznałem, że nie powinniście rzucać się w oczy. W innym razie od razu zorientują się, gdzie mieszkacie. - skrzyżował ręce. - Po prostu ktoś musi za was myśleć.
- Mhm, dziękuję. - westchnął mu brat. - Chodź na chwilę do salonu, chcę cię o coś poprosić.
- Znowu? - spojrzał na niego zabawnie, na co został spirunowany wzrokiem. - No cóż i tak mam mszę dopiero o szesnastej.
Zaczęłam się śmiać, a Lottie patrząc na starszego brata Carlos'a, zmarszczyła czoło.
- To jest ksiądz? - zapytała z niedowierzaniem.
- Mhm, Aiden. - wtrącił się Percy. - Brat Carlos'a, starszy o pięć lat. - dodał, siadając obok nas na krześle.
- Niespodziwałabym się tego. - skrzyżowała ręce, opierając się o zagłówek mebla z zabawnym uśmieszkiem. - To ile on ma?
- Dwadzieścia sześć. - napił się pozostałej lemoniady z szkalnki blondynki.
- A więc Carl ma dwadzieścia jeden lat? - prawie krzyknęłam i wyjrzałam nieco, aby mu się przyjrzeć. W sumie jest umieśniony, męski i w ogóle.. Ale że starszy ode mnie trzy lata? Taki dzieciak?

Game with badboys ✔️Where stories live. Discover now