-45-

8.3K 506 29
                                    


Stałam w miejscu jak osłupiała, a na myśl, że coś stało się Jo, moje serce pękło.

Pobiegłam w stronę znajdujących się naprzeciwlegle drzwi i nie potrafiłam pohamować łez, ani swoich kotłujących się we mnie emocji. Blondyn złapał mnie za ramię, abym się zatrzymała, ale było za późno. Szarpnęłam klamkę, a drzwi się otworzyły. Drzwi w pomieszczeniu po obu stronach były pootwierane, a na podłodze leżało ciało...

- Noah! - krzyknął blondyn i wyprzedzając mnie, uklęknął przed swoim przyjacielem. - Noah, stary, słyszysz mnie?

- Charlie? - wymamrotał półgłosem. Jego oczy coraz ciężej się zamykały, a on tracił przytomność.

- Noah, nie zamykaj oczu, jasne? Wytrzymaj. - Zdjął z bruneta rękę, którą oplatał się w pasie i zobaczył na koszuli wielką plamę krwi. Charlie zdjął z siebie koszulkę i starał się nią zatamować płynącą krew.

- Amy.. Ona.. - zaczął stękać. Charlie starał się jak mógł, ale ja patrzyłam tylko na otwarte drzwi i wiedziałam, że miałam jeszcze szansę go dopaść. Nie zwracając uwagi na krzyk Charliego, który kazał mi wracać, pobiegłam na dół i usłyszałam głośną strzelaninę. Zobaczyłam tylko w oddali jak Brian popchnął moją przyjaciółkę w ręce jakiegoś mięśniaka, a ten wrzucił ją na tył auta. Ominęłam zabijających się wrogów i wyszłam poza mur. Martinez stał przy samochodzie i śmiał się głosem samego diabła.

- Dopadnę cię - warknęłam groźnie, ale nie mogłam zrobić nic, ponieważ był w zbyt wielkiej odległości ode mnie, otoczony przez wielu naiwniaków, którzy decydowali się go za wszelką cenę chronić. Brunet wpadł do auta, które odjechało z piskiem opon, zanim dosłyszałam nad głową znane strzały. Shiley popatrzył niedowierzająco na ich odjazd i z rezygnacją opuścił broń. Głosy wystrzałów ucichły, a ja odwróciłam się i zobaczyłam jak Mia owijała bluzką jakiegoś gościa swoją postrzeloną łydkę. Podbiegłam do niej i nie zdążyłam nawet zapytać, gdy odpowiedziała:

- Nic mi nie będzie.

Westchnęłam i zauważyłam, że do rudej dosiadła się Darcy oraz Bradley zraniony w rękę. Brunet oznajmił mi:

- Nadal są na górze. - Po czym odwrócił wzrok na poległych kumpli i zacisnął dłoń w pięść. Popatrzyłam na nich i pobiegłam na górę, widząc jak Charlie, Shiley i dwóch innych z naszego gangu siedzieli wokół Noaha.

- Jak to możliwe, że im zawsze udaje się w ostatniej chwili przed nami spierdolić? - krzyknął mój brat. Wiedziałam, że gdy patrzył na bruneta, w oczach zbierały się mu łzy. Ukucnęłam przy informatyku i dotknęłam go. Nie żył.

Opuściłam wzrok na podłogę i poczułam jak łzy spłynęły mi po policzkach. 

- To przez Jo! Zachciało mu się jej bronić! - krzyknął zdenerwowany Charlie. Wiedziałam, że ten twardziel starał się zachować zimną krew, ale nie miał prawa jej oskarżać.

- On ją porwał! Szantażuje ją! Co miała zrobić? - wtrąciłam się, rozpaczliwym tonem głosu.

Blondyn popatrzył na mnie chwilę i jakby ochłonął.

- Noah powiedział, że jadą na wyścig - wyszeptał. - Grand Van Nuys. - Popatrzył na przyjaciela. - Chciał, żebyśmy ją odzyskali. To był jego priorytet, do pieprzonego, ostatniego oddechu.

- Kogo? - wtrącił się Bradley, który wdreptał do nas na górę.

- Amy Jo. - Szef uniósł brwi i spojrzał na mnie, po czym na Shiley'a. - Zabierzcie go do kryjówki. - Położył rękę na ramieniu jednego z gangsterów, których nie znałam. - I przygotujcie.

- A my? - zapytałam, wstając z podłogi.

- My jedziemy spełnić jego ostatnią wolę.

***

Po raz pierwszy w życiu widziałam tor wyścigowy. Był ogromny i naprawdę dziwny, prowadził gdzieś za miasto, w las, a następnie w oddali dało się rozpoznać rampę i ósemkę, którą wracano do miejsca startu, a zarazem mety. Na brzegu stało pięć aut w trzech kolorach: fioletowym, białym, czarnym, czerwonym i żółtym. Każde z nich było Road Runnerem i miało na przedzie daną cyfrę: 12, 60, 36, 08 i 57. Weszliśmy na trybuny, aby wziąć udział w wyścigu. Po drugiej stronie zobaczyliśmy nikogo innego jak kilku Raidersów, z ich szefem na czele. Brian trzymał za ręce Jo i mówił jej coś na ucho z wyraźną złością. A ona miała w oczach tylko niepewność i kiwała lekko głową na "tak". Gdy Charlie wrócił z rozmowy z gospodarzem wyścigu, oznajmił:

- Jadą kobiety.

Mia, Darcy i ja popatrzyłyśmy na siebie porozumiewawczo.

- Właśnie teraz? - Wskazała na swoją zabandażowaną łydkę rudowłosa.

- Rach, przecież ty szybko jeździsz. - Spojrzała na mnie Darcy.

- A-Ale motorem. - Zauważyłam nieśmiało.

- Jeśli chcesz, mogę jechać. - Kiwnęła mi głową, ale wtedy wpadłam na pewien pomysł.

- Nie. Jednak nie. Ja jadę - orzekłam stanowczo. Skoro kobiety brały udział w wyścigu, Bri zamierzał wystawić Amy. - Gdzie mam iść?

- Do czarnej sześćdziesiątki - powiedział mi Charlie.

- Bądź ostrożna. - Gdy zaczęłam kierować się schodami w dół, zatrzymał mnie mój brat. - Okej?

- Jasne. - Uśmiechnęłam się lekko i spojrzałam jeszcze na mojego chłopaka, który kiwnął mi głową. W jego spojrzeniu dostrzegłam coś nowego, czego jeszcze nigdy u niego nie zauważyłam. Zachował się tak, jakby chciał przekazać mi, że byłam już gotowa na swoją misję. Ufał mi w tym, co zamierzałam zrobić. To dodało mi skrzydeł. W końcu znalazłam w nim oparcie.

Ruszyłam w kierunku czarnego Runnera i posłałam Martinezowi zwycięskie spojrzenie. Nie wiedziałam, skąd mi przyszło, ale wiedziałam, że obok mnie była Jo. Miałam ją na wyciągnięcie ręki i wiedziałam, że nie dałaby się tak szybko zwieść piekielnego brunetowi. Odwróciłam twarz w jej kierunku i poparzyłam na te pełne bólu, ale i przebiegłości, niebieskie oczy. Zauważyłam, że stukała ręką w maskę, a przy tym robiła dziwne miny, jakby chciała mi coś powiedzieć. Spojrzałam na jej dłoń i zobaczyłam jak wskazywała palcem na dół. Zmarszczyłam brwi zastanawiając się, co to mogło znaczyć, ale po chwili na mojej twarzy zawitał chytry uśmieszek. Blondynka schyliła się udając, że musiała zawiązać buta, przy czym wykorzystała nieuwagę Martineza, zabijającego się wzrokiem z moim chłopakiem i zamknęła samoczynne drzwi, aby pomyślał, że weszła już do auta, jak kilka innych uczestniczek wyścigu. Od dawna nie byłam tak pełna podziwu jej wymyślonego na poczekaniu pomysłu - okna w sportowych autach były ciemne. Nie mógł sprawdzić, czy Amy weszła do środka, czy też nie. Oparłam się o swój wóz i udałam, że wrzucałam na tył samochodu telefon. Spojrzałam wtedy na moich przyjaciół i zacisnęłam zęby, żeby nie wybuchnąć śmiechem na bystry plan Jo. Gdy usłyszałam chrząknięcie, usiadłam za kierownicę i zamknęłam drzwi.

1... 2... 3... START!

Odjechałam z piskiem opon i przez cały czas byłam na prowadzeniu. Prześcigiwałam się tylko z autem Jo, który... Właśnie, w jaki sposób mogłam się ścigać z autem bez kierowcy?

- Jest zdalnie sterowany. - Odetchnęła głośno, opierając się o ramę mojego fotela.

- Jo! - Chciałam zatrzymać się i ją przytulić, ale adrenalina nie pozwoliła mi zwolnić tempa.

- Martinez wie, że tylko tak bym wygrała. Sama rozumiesz, lata praktyki na Chevy'm. - Machnęła mi ręką, a ja szeroko się uśmiechnęłam. - Co z Nono? - szepnęła smutno.

- On... - Nieświadomie docisnęłam gazu i uderzyłam bokiem w auto sterowane przez Ridersów, aby je ominąć. - Nie żyje.

Czułam, że dziewczyna spuściła wzrok.

- Znasz moje podstępy - szepnęła. - W połączeniu z jego inteligencją wykiwalibyśmy każdego, ale co mieliśmy zrobić, jeśli przez cały czas siedzieli przy nas mięśniaki z bronią, gotowi strzelić kiedy tylko spostrzegli nieco zbyt gwałtowny ruch. Na dodatek obwiązali nas mosiężnym łańcuchem. Wiesz, że ani ja, ani Noah nie jesteśmy mocni w walce... - Schowała twarz w dłoniach.

- Zemścimy się na nim. Razem. - Pomyślałam o swoim chłopaku.

- Ta... - szepnęła. - Szkoda tylko, że już cały twój gang mnie nienawidzi.

- Nieprawda! - zaprzeczyłam, choć nie wiedziałam jak było naprawdę. W głębi duszy sądziłam jednak, że nie mieli podstaw, by rościć do niej pretensje. Może za wyjątkiem Charliego.

- Prowadź - zaśmiała się słabo i oparła głowę o zagłówek fotela. - Martinez popełnił błąd, że wystawił mnie w tym wyścigu. Gangsterką nie jestem, ale umiem domyślić się wielu rzeczy. Pomogę wam, jeśli dostanę jeszcze taką szansę.

- Nie pleć głupot, przecież wiesz, że już nigdy cię nie opuszczę! - Spojrzałam na nią pretensjonalnie i nie zauważyłam nawet, kiedy zdalnie sterowany Runner 08 mnie wyprzedził. Dodałam gazu i pokierowałam się w stronę rampy. Całe szczęście ten trik się udał, a ja mogłam bezpiecznie pokierować się za ósemką do mety.

- Ten co stoi na mecie jest od Ridersów. Obsadzili go w przypadku, jeśli nie wygrałabym ja, tylko na przykład ty albo jakaś inna laska. Gdy wyjdziemy, trzeba go od razu załatwić. Ten, co trzyma teczkę z pieniędzmi za wygrany wyścig też należy do tego szamba. Przekupili go - powiedziała, a ja poczułam dumę z tego, że byłam przyjaciółką żeńskiej wersji Einsteina. 

- Masz. - Rzuciłam jej desert eagle. - Załatw gościa na mecie. - Wysunęłam sztylety z rękawicy. - A ja odbiorę nasze pieniądze.

- Najpierw wygraj. - Spojrzała w lusterko, co oznaczało, że gonił nas jej wóz. Usiadła obok mnie i przeładowała magazynek broni. - I jak się zatrzymasz, to ustań po lewej.

- Po co? - zaśmiałam się.

- Jedź. - Uderzyła mnie w kolano, a ja docisnęłam gazu do końca i wystrzeliłam przed siebie, niczym rakieta, kilka sekund później, triumfalnie przecinając linię mety. W głowie słyszałam ten krzyk radości Herpsów. Wyszłam z auta zabierając walizkę z rąk Afroamerykanina i widząc, że dawał znak komuś za mną, wbiłam mu sztylety w brzuch.

- To był fairplay - zaśmiałam się szyderczo i usłyszałam strzały z mojej broni. Amy Jo wychyliła się znad auta, otwierając szyberdach i rozwaliła faceta w kawałki, ponad to skierowała broń w stronę Ridersów i zaczęła w nich celować. Zasięg z moje broni nie był duży, ale widziałam, że Brian oberwał w rękę. Chciał zacząć strzelać w kontrataku, ale odjechałam szybko z miejsca walki i usłyszałam jak moi przyjaciele odstraszali swoich wrogów. Charlie wpadł do drugiego auta i wziął ze sobą zebranych, po czym oboje ustaliśmy obok siebie w bramie wyjazdowej.

- Policja - stwierdził. - Zwiewamy.

Game with badboys ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz