-XXII-

421 27 14
                                    

*POV JAMIE*

— Wiedziałem, że jest w tobie jakiś pazur — powiedziałem, zerkając z ukosa na towarzyszącą mi blondynkę, która od dłuższego czasu wpatrywała się tępo w horyzont. Jasnowłosa ocknęła się i wymusiła słaby uśmiech.

— Ciężko skrywać coś, co się robi przed każdym wokoło — mruknęła, zakładając falujący się włos za ucho. — Gdybym wiedziała, że Lucy też ma sporo za skórą to odważyłabym się chociaż jemu o tym wspomnieć.

— A więc nigdy nie był twoim chłopakiem? — zapytałem, chcąc upewnić się, że jej stosunki z tym, w zasadzie porządnym, kolesiem były czyste.

— Nie, nie był — potwierdziła, śmiejąc się, kiedy uzmysłowiła sobie drugie dno zadanego przeze mnie pytania. — Był tajemniczy i miał trudną przeszłość, o której nie lubił opowiadać. Mogłam domyśleć się o co chodzi, ale nie chciałam zaczynać temu, który był dla niego drażliwy. Dlatego sama też nigdy takiego nie podjęłam — mówiła, co jakiś czas ciężko wzdychając. — Tym bardziej Chelsea. Widzisz jak teraz na mnie reaguje? Zrobiłabym wszystko, by ocalić jej niewinny tyłek, a ona jedyne co teraz we mnie widzi to mordercę i kłamcę.

— A zabiłaś już kogoś? — zagadnąłem, właściwie nigdy wcześniej nie dopytując o szczegóły jej zdobywania umiejętności w walce.

— Kilku typów, kiedy wracałam z nocnych zajęć — przyznała. — Ale obiecuję nie spudłować ani razu — dodała z uroczym uśmiechem, unosząc do góry lśniący bagnet.

— Nie miałem nic przeciwko twojej „dobrze wychowanej" osobowości, ale ta jara mnie sto razy bardziej — powiedziałem, nie potrafiąc wybić sobie z głowy momentu, w którym w gwałtowny sposób się na mnie rzuciła. Oddałbym wszystko by ta czynność powtórzyła się jeszcze kilkakrotnie, a z drugiej strony czułem, że zrobiła to tylko w geście rezygnacji, a przy tym dokuczeniu wystarczająco rozgniewanej wówczas Chelsea. Przejechałem dłonią po włosach, po czym gwałtownie zjechałem na parking leżący nieopodal i zatrzymując się całkowicie w poprzek wolnych miejsc, zahamowałem i przygwoździłem do drzwi jej zdezorientowaną osobę, bez większych przemyśleń ją całując. Blondynka początkowo chciała się wyrwać, co bezproblemowo wyczułem, ale z każdą kolejną sekundą to ona przejmowała inicjatywę, na co ochoczo przystałem. Lubiłem, kiedy chwytała moje przydługie włosy i z coraz większą natarczywością pogłębiała pocałunki. Zostałem w totalnym osłupieniu, kiedy na zwieńczenie namiętnego doznania, dostałem z liścia w twarz. — Za co? — wymamrotałem, rozmasowując obolały policzek.

— Za kogo ty się masz? — zapytała, krzyżując ręce na piersiach, które swoją drogą miała naprawdę spore i kształtne. Branie jej na misję nie było najlepszym pomysłem.

Dlaczego bycie facetem jest takie trudne?

— Przepraszam — mruknąłem i opierając się ociężale o zagłówek fotela, posłałem jej ukradkowe spojrzenie. — Podobasz mi się.

— To nie jest argument, dla którego możesz mnie ot tak całować. — Próbowała powiedzieć to zdanie poważnie, ale koniec końców zaczęła się śmiać. — Nie chciałam tak mocno uderzyć — wypowiedziała, między niekończącym się śmiechem, czule chwytając za mój policzek.

Dlaczego zrozumienie kobiety było takie trudne?

— Mam rozumieć, że mogę cię całować? — zapytałem, przyglądając się jej wracającej na miejsce postury, która jedynie wywróciła oczami.

— Nie — powiedziała twardo i odrzuciła kucyk na plecy. — Tylko, jeśli ci pozwolę.

— Ustalimy to po misji — oświadczyłem, właśnie mówiąc bardziej do siebie, aniżeli do niej, po czym równie gwałtownie ruszyłem z miejsca i pokazując środkowy palec mamroczącym coś ludziom, którym utrudniłem ruch w strefie parkowania, wyjechałem na główną ulicę. — Przygotuj się, bo to będzie krwawa jatka.

Game with badboys ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz