-4-

17.4K 950 79
                                    

Ludzie patrzyli na nas jak na kryminalistki, więc prosiłam w duchu, aby kierowca jak najszybciej ruszył z miejsca.


— A co z moim wozem? — zapytała rozpaczliwie Carter, zwracając się uprzejmie do jednego z policjantów.


— Stoi na parkingu, więc nic mu się nie stanie i będziesz mogła po niego wrócić, jeśli udowodnicie, że jesteście niewinne — zaśmiał się cierpko, powodując, że moja krew zawrzała. 

Gdyby nie zakute ręce, nie mogłabym opanować gniewu i ktoś stanowczo by na tym ucierpiał.


— Jak mamy to udowodnić? — zapytała Jo, wiercąc się na siedzeniu. Chciałam na nią spojrzeć, ale jeden z policjantów postanowił usiąść między nami, co do reszty podniosło moje ciśnienie.


— Ty mi powiedz — parsknął niemiło policjant za kierownicą, a po chwili ruszył z piskiem opon. Na początku mężczyźni rozmawiali o napadzie, jednak potem przeszli na żarty, których w ogóle nie potrafiłam zrozumieć i które w ogóle nie były zabawne. 

Ciągle zakute, zostałyśmy wyprowadzone z wozu do wielkiego niebieskiego budynku z napisem LA POLICE


Mijając cele z gwiżdżącymi do nas więźniami, dotarliśmy do obskurnego pokoju, w którym przebywał najwyraźniej najważniejszy komendant i jakaś kobieta z zawieszką na szyji. 


"Natalie Green" - przeczytałam w myślach. 


"Podoficer wydziału śledczego".


Naprawdę?
Zwołano śledczych do zwykłych, niepozornych nastolatek?


— Witam, panienki — mruknął gruby facet, przy którym leżało opakowanie z pączkami. —Poproszę dane.


— Dane? — powtórzyłam, uświadamiając sobie totalnie niepożądaną rzecz. Gdyby policjanci wezwali moją mamę i zapisali mi w papierach przestępstwo, to studia prawne zostałby stracone na starcie.


— Same powiecie czy trzeba to sprawdzić? — prawie krzyknął, uderzając pięścią w brzeg swojego biurka.


— Amy Jo Carter, osiemnaście lat. — Westchnęła moja przyjaciółka. — Wszystkie papiery zostawiłam w samochodzie przy banku. Mam ze sobą jedynie numer konta, z którego chciałam wypłacić pieniądze i dowód — powiedziała, a policjant ją rozkuł, aby podała komendantowi swoje rzeczy. Mężczyzna o ciemnych włosach zaczął z uwagą oglądać dokumenty.


— Współwłaścicielką konta jest niejaka Rachel Cooper. — Spojrzał na blondynkę.


— To ja. — Westchnęłam z dezaprobatą.


— Masz dowód? — zapytał i posłał swoje "typowe", przenikliwe spojrzenie.


— Osiemnaste urodziny będę obchodzić dwudziestego drugiego września — wyjaśniłam. — Ale... W samochodzie zostawiłam legitymację.


— Dobra, niech będzie — mruknął. — Nie wyglądasz jakbyś kłamała, a ja jestem dobrym wykrywaczem oszczerstw, obłud i tym podobnych — zaśmiał się gardłowo. — Na wszelki wypadek można jednak sprawdzić waszą wiarygodność, co też uczynię. Proszę o kluczki. Wasze auto zostanie odprowadzone pod komisariat — powiedział, a Jo dała mężczyźnie rzecz, o którą prosił.

Game with badboys ✔️Where stories live. Discover now