-XXXI-

409 25 14
                                    

*POV* HAZEL

— Mam ich dosyć — oświadczyła twardo blondynka, żywo gestykulując. — Totalnie przeżarło im mózgi. Chcą mnie, chcą władzy i istnieją teraz tylko dla siebie nawzajem — stwierdziła, patrząc to na mnie, to na rudowłosą. — Przysięgam, że skręcę kark i jednemu, i drugiemu, jeśli będą próbowali zrobić sobie na złość kolejny raz w mojej obecności i z wmieszaną w cały ich syf moją osobą. Pierdolę ich obu. Niech się jebią — mówiła, a jej ton głosu i mnogość przekleństw wyrażały jej faktyczną irytację. — Myślą, że jak są rodzinką szefa to nic im nie grozi i mogą sobie robić z ludźmi co tylko chcą. Takiego chuja.

— Hola, mówisz o moim wujku i bracie. — Annie zaczęła się śmiać, ale widząc jej piorunujący wzrok szybko zamachnęła dłońmi przed swoim ciałem, wyrażając poddanie się. — Rozumiem twoją frustrację. Ale z drugiej strony, masz do dyspozycji dwa ciacha. Korzystaj z tego.

— Masz na myśli, że mam ich wykorzystywać seksualnie? — Blondynka uniosła brew, sztywno krzyżując ramiona. — O nie, nie. — Zamachnęła palcem w powietrzu. — Nie dam im tej przyjemności. Nie ma, kurwa, mowy. Moje przyjaciółki, jedna na dole i dwie na górze, są świętością. Mogą się do nich modlić, co najwyżej. Łaska uświęcająca zstąpi na nich, gdy się nawrócą — oświadczyła, a Annie zaczęła się śmiać. Pokręciłam niedowierzająco głową, bawiąc się miękką poduszką w dłoniach.

— Chyba spędzałaś ostatnio czas z Cloud — mruknęłam, niedowierzająco na nią spoglądając. — Wybierz jednego. Jasno i wyraźnie. A drugi wtedy będzie musiał się odczepić. Męska duma nie przetrawi tak klarownego odmówienia — zapewniłam, uderzając stopami w ścianę.

— Chyba, że nie wiesz, kogo wybrać — dopowiedziała Annie, głaszcząc wielkie, futrzane kapcie, imitujące głowy lwów. Na biurku stały trzy kubki, świeżo zrobionego kakao. Ruth wzięła w dłoń jeden z nich, nie zwracając uwagi na parującą ciecz, przykładając kubek do ust, byleby uniknąć odpowiedzi. Wystarczył moment, by oparzyła się i z głośnym westchnięciem popatrzyła po naszych twarzach.

— Nie o to chodzi, że nie wiem, kogo wybrać — sapnęła, drapiąc się po głowie. — Z Lucy'm łączyła mnie dosyć bliska więź, ale niedawno uświadomiłam sobie jak bardzo zakłamana była. To było nasze udawanie, że jesteśmy normalni i nasza relacja też może być normalna. Lucy twierdzi, że nic się nie zmieniło. A dla mnie zmieniło się wszystko. Nie umiem tego wyjaśnić. Jest seksowny, pociągający i czarujący. Ma w sobie coś naprawdę urzekającego. Ale kiedy nie jest już tak troskliwym, uroczym, nieco tajemniczym Lucy'm tylko egoistycznym, dumnym i mrocznym Lucyferem... To już nie umiem patrzeć na niego tak jak kiedyś. Chyba najgorsza jest myśl, że nigdy nie był takim, jakim mi się podobał — oświadczyła, nerwowo bawiąc się swoimi palcami. — A nie chcę z nim być tylko dlatego, że zapewnia mnie, że się mylę. Wiem, co widzę.

— Brzmi dramatycznie — mruknęłam dokuczliwie, za co blondynka rzuciła we mnie poduszką, która przy niej leżała. W pokoju Annie było ich tak wiele, że Ruth mogła uderzać mnie za każdym razem inną, gdy uszczypliwie się odzywałam. — A Jamie? — dociekałam, na co rudowłosa potwierdziła, że zadałam dobre pytanie, kręcąc potakująco głową.

— Jamie, Jamie... — mruknęła, wywracając oczami, ale szybko się zarumieniła. — Jest... Fajny. I denerwujący. Od czasu do czasu irytuje tą swoją głupotą. Nadgorliwością i chęcią pomagania innym tak samo. Finalnie zawsze wychodzi mu to katastroficznie — oświadczyła, po czym się krótko roześmiała. — Ale widać, że mu zależy.

— No, na przykład na tobie — zauważyłam, a ona natychmiastowo mi przytaknęła.

— Tak, wiem, wiem. A przynajmniej widziałam to, dopóki nie zaczął tej dzikiej rywalizacji z Lucy'm — powiedziała, a ja ze zmieszaną miną odetchnęłam.

Game with badboys ✔️Where stories live. Discover now