XXVIII

686 43 20
                                    

*POV* Rachel.


- Nie wytrzymam. - chodziłam nerwowo po pokoju. - Gdzie oni pojechali?
- Niedługo wrócą. - zapewniała mnie Jo, a jak na wezwanie dwaj bruneci odnaleźli się w drzwiach.
- I co? - wszyscy ich od razu napadli.
- Będzie dobrze, spokojnie. - Carlos wystawił ręce, aby uciszyć nasze przekrzykiwanie się. - O Ivy nie powinniśmy się martwić. Jutro będzie z nami.

- Skąd ta pewność? - wtrącił się Shiley.
- Po prostu niech mi pan zaufa. Naprawdę wiem, co zrobiłem. - uśmiechnął się pewnie siebie.
- A jak zrobią jej coś jeszcze dzisiaj? - szepnęłam, łapiąc się za serce.
- Ja też się o nią martwię. Kocham ją, mimo iż ona i tak tego nie widzi i ciągle wmawia sobie, że to taka nasza rywalizacja. - popatrzył na mnie uważnie, a trójka przyjaciół zaczęła go szturchać, aby sprawdzić czy na pewno jest świadomy tego, co mówi. - Przestańcie. - skarcił ich wzrokiem. - Może dla Ivy jestem tylko gnojkiem, ale odkąd ją poznałem, wiedziałem, że zrobię wszystko, żeby pomóc jej odnaleźć szczęście. I dlatego ufam, że ten plan się powiedzie.
- Dobrze. - kiwnęłam głową, wyczuwając jego dobre intencje. Trzeba przyznać, że doskonale go rozumiałam. Byłam w podobnych relacjach z Charlie'm. Problem w tym, że to Carlos był w tym przypadku jako ja, a Ivy oczywiście jako tatuś. Taka sama, mała małpa.

- Ale mamy tak bezczynnie czekać? - warknął CoCo, przebierając z nogi na nogę.
- A co z.. - zaczął loczek, ale Aiden mu przerwał.
- Właśnie mieliśmy do tego przejść. Naszym zadaniem jest uratowanie Lottie z łap De Poole'a.
- Czyli nie zdradziła nas? - ucieszył się ten blondyn, który wyglądał jak Barbie. Śmieszne, bo tak go nazywali.
- Nie. - kiwnął głową. - Poszła ocalić córkę.
- Córkę?! - widziałam jak Shannon praktycznie dostaje zawału.
- Nie martw się, miałem podobną minę. - zamachał mu ręką przed nosem. - Bo tatuś się jakoś nie pochwalił, że jego dziecko ma już prawie trzy latka, prawda? - spojrzał ze złością na loczka.
- Ojj, chłopaki. - zaśmiał się lekko. - Dołączyłem do gangu dopiero dwa lata temu, gdy porwali Lottie. Chciałem ją odnaleźć.
- I przez ten czas nie zamierzałeś nam o niczym powiedzieć? Jakoś tak ci się zapomiało? - oznajmił urażony Eddie.
- Nawet MI?! - blondyn skrzyżował ręce. - Nie wybaczę ci tego.
- Jacen.. - mruknął. - Najpierw je odzyskajmy. - popatrzył na zebranych. Widziałam jak Shiley zmierza wzrokiem syna od stóp do głów. Coś mu się nie podobało.
- Pomożemy wam. - uśmiechnęła się Jo. - Jesteśmy już wprawieni do takich akcji.
- Jasne. - zaśmiał się Carlos.
- A ja mogę iść? Widzieliście przecież, że nieźle mi idzie! - zapytała z nadzieję Shmi.
- Jasne, ale zostajesz w samochodzie. - oznajmiła jej Jo.
- Mamo!
- Ktoś musi go przecież pilnować. - poklepała ją po ramieniu, a wszyscy zaczęli się śmiać.
- Nie odzywaj się do mnie. - odwróciła się od matki plecami, robiąc urażoną minę. Jednak ja spostrzegłam tylko jak Shiley idzie do drugiego pokoju za swoim synem, więc ruszyłam za nimi.
- Co jest? - zapytał go. - Czyżby łączyło cię coś z tamtą dziewczyną?
- Przynajmniej tak myślałem. - westchnął. - Ale ona straciła pamięć i nie wiedziała o Percy'm i córce. A on musiał jej to wszystko przypomieć. Do tego czasu..
- Zakochałeś się w niej. - bardziej oznajmił, niż zapytał.

Wiedziałam, że doskonale zna ten temat.
Historia się powtarza, tylko tym razem jest dwóch mężczyn walczących o serce dziewczyny, a nie dwóch dziewczyn o serce mego brata. Czemu te dzieci wszystko pomieszały?
- Taa... - mruknął. - Ale nie chce im przeszkadzać. Pasują do siebie.
- Nie widziałem jej dokładnie. Czy to nie tamta blondynka z krótkimi włosami? - popatrzył na niego.
- Tamta. - westchnął i odwrócił się do ojca twarzą. - Po prostu je odzyskajmy.
- Shannon.. - Shiley popatrzył na niego delikatnie. - Nie poddawaj się tak łatwo. Jeśli też cię kochała, to czemu masz nie spróbować?
- Bo on ją kocha. A jest moim przyjacielem.
- Zrobisz jak uważasz. Widzę, że nie jesteś już dzieckiem, synu. - położył mu rękę na ramieniu.
- Właśnie. - odezwałam się. - A teraz ruszajmy. Nie cierpię bezczynności.
- Więc chyba mam to po tobie. - zaśmiał się do mnie bratanek. Od razu postanowiliśmy dołączyć do reszty i udać się po podwójne odbicie. Ktoś czekał na nasz ratunek. I ktoś zostanie uratowany.

Game with badboys ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz