XLVII

616 37 0
                                    

Wszystkie pożegnania są trudne, ale z kimś, kto może pokochać w każdej chwili inną osobę są jeszcze gorsze.

Carlos i Percy od około piętnastu minut pakowali walizki do wozu, którym mieli być odwiezieni na lotnisko. Patrzyłam na bruneta i nie wiedziałam nawet czy go jeszcze zobaczę. Może spotka tam lepszą dziewczynę, w której się zakocha? Miałam tyle obaw, ale to było potrzebne. Musiał wyjechać, aby gang De Poole'a nie mógł go złapać. A ja musiałam pozwolić mu odejść.

- No, Ivy. Widzimy się za miesiąc. - powiedział z szerokim uśmiechem Percy, mający na nosie połyskujące od słońca pilotki i czapkę z daszkiem, która przysłaniała jego bujną, brązową czuprynę. Popatrzyłam na niego przez chwilę i wtuliłam się w rozprostowane ręce, tłumacząc mu jak ma się zajmować Carlosem i gdzie ma jechać przed wyjazdem. - Tak, tak. Przecież wiem.
- Ale pamiętaj. Bądź ostrożny i miej go na oku. - założyłam ręce na biodra. - No i przede wszystkim, dobrej zabawy. - zaśmiałam się.
- Chyba ciężkiej pracy. Nie wiem w jaki sposób nauczę się gry na perkusji, ale warto spróbować! - odrzekł rozweselony.
- Na pewno ci się uda, nie narzekaj. - Carlos podszedł bliżej, słysząc o czym mówimy. - Nas obu czeka ciężka praca.
- O tak. - westchnął. - A moja mała Lexie będzie tęsknić za tatą? - podszedł do swojej małej kopii, tarmosząc jej policzki. Delancey, która pilnowała obie dziewczynki, zaczęła się śmiać.
- Tiak. - kiwnęła głowką, wznosząc do niego rączki, a on zadowolony wziął ją na ręce i zaczął odbarowywać całuskami. - Baldzio, baldzio.
- Bądź grzeczna, skarbie. Dobrze? - roztrzepał jej ciemnobrązowe loki, a ona uroczo się śmiejąc wciąż go przytulała.
- To słodkie. - szepnęłam, patrząc na ten obrazek.
- Przyzwyczajaj się. - mrugnął do mnie Carlos. - Będziesz miała podwójną słodycz, kiedy nasze małe się urodzą.

- Carl.. - trzepnęłam go w ramię, lekko zawstydzona, że zwrócił mi uwagę. - Przecież wiem.
- Dobrze, powinniśmy już jechać. W końcu kazałaś Percy'emu i Eddie'mu, aby zajechali na cmentarz. - założył ręce na biodra. - Mam nadzieję, że mnie tam nie zabiją, ani nie zakopią.
- Przestań. - znowu się zaśmiałam. - Mówiłam ci już, że..
- Wiem. - zatkał mi ręką usta. - Do zobaczenia, Lynn. - złapał mnie za rękę, szybko do siebie przyciągając. - Widzimy się za miesiąc. Może gdy wrócę, wpadnę na ciebie wszystko pamiętając.
- To byłoby spełnienie moich marzeń. - podniosłam twarz do góry, aby spojrzeć mu w oczy. - Kocham cię.
- Wiem. - cmoknął mnie w nos i zaczął kierować się do auta.

- Carlos! - usłyszałam za swoimi plecami. Chłopak, podobnie jak ja odwrócił się w stronę bramy. - Masz. - mój tata podszedł do niego i dał mu jakieś papiery. - Dasz to mojemu specjaliście we Wiedniu. Na kopercie zapisałem adres i wszystko, co będzie ci potrzebne. - orzekł, a brunet kiwnął głową, chowając rzeczy do oddzielnej kieszeni w swojej walizce.

- Dziękuję. - uśmiechnął się do mojego ojca, a ten przejechał ręką po włosach i jeszcze raz go zatrzymał.
- Masz sobie wszystko przypomnieć, gnoju. Pora na odpowiedzialność! Inaczej na pewno nie dożyjesz gwiazdki. - powiedział mu, a ja zaczęłam się śmiać. Brunet również poszerzył swój uśmiech o kilka centymetrów i mówiąc mu coś jeszcze cicho, usiadł na miejscu pasażera. Percy skoczył na tyły, a Eddie wszedł za kierownicę, aby ich odwieźć na lotnisko.

- Pa! - oboje zaczęli nam machać i wysyłać buziaki w powietrzu, nawet Edd to zrobił na co Shmi zgromiła go swoim morderczym spojrzeniem, bawiąc mnie do łez.
- Tatkuu! - przytuliłam się do ojca. - Jesteś najukochańszym facetem na świecie, wiesz?
- Twoja matka mówi mi coś innego. - spojrzał na szatynkę z zabawną miną, a ta pokręciła głową i zaczęła się śmiać.
- Dla mnie zawsze będziesz dupkiem. - poruszyła brwią, a ja postanowiłam nie słuchać ich dalszych kłótni i sprzeczek, w które włączyła się również ciotka Jo oraz obaj wujkowie i podeszłam razem ze Shmi do żony Shawn'a.
- Możemy ci pomóc, ciociu. - powiedziałyśmy równocześnie, po czym ja wzięłam na ręce Nolee, a ruda zajęła się córką Percy'ego.
- Instynkty macierzyńskie zamierzacie sobie tym wykształcić? - zaczęła się śmiać. - Zanieście je służącym, one powinny wymyśleć im jakieś zabawy. - powiedziała, kierując się w stronę swojego towarzystwa, czyli naszych rodziców.
- Nie ma problemu. - uśmiechnęłyśmy się i ruszyłyśmy z dziewczynkami do salonu.
- Christina! - zawołałam jedną ze swoich ulubionych pomocnic. - Zajmiesz się nimi?
- Pewnie. - kiwnęła głową i wzięła młodszą od Nolee o sześć lat Lexie na ręce. Nasza siostra stryjeczna o pięknych ciemnych włosach i szarych oczach, jak większość członków naszej rodziny, z wyjątkiem mnie, taty i cioci Jo skończyła osiem lat i wszystko wskazywało na to, że będzie lubiła auta. Nic nie pasjonuje jej bardziej, niż kolekcja samochodzików. Lexie natomiast to kopia Percy'ego. Kręcone, brązowe włosy i zielone oczy, morelowa skóra i dołeczki w policzkach. Pod żadnym względem nie przypominała mi Lottie, ale może to i nawet lepiej. Wtedy Persowi byłoby smutno, kiedy by na nią patrzył. Z resztą pewnie, wszyscy od razu bylibyśmy smutniejsi. - Mamy porobić coś konkretnego?

Game with badboys ✔️Where stories live. Discover now