XXXIII

625 40 2
                                    


- Naprawdę musisz już jechać? - szepnęła smutno babcia. - Niedawno przyjechałaś.
- Wiem, ale to pilna sprawa. - zaśmiałam się, krzatając wokół wozu.
- Wy i wasze gangi. - pokręcił głową dziadek. - Pamiętam jak to było!
- Tony. - skarciła go. - Wnusiu, nie poczkeasz nawet na swojego chłopaka?
- On dojedzie później. - oznajmiłam. - I nie jest moim chłopakiem. - sprawdziłam czy mam wszystkow w torbie, a przede wszystkim czy jest tam mapa i delikatnie się uśmiechnęłam. - No, to do zobaczenia. - ucałowałam ich. - Niedługo się zobaczymy. - złapałam za kluczyki i pobiegłam do auta, póki Jace z Simoną byli na łodce. Musiałam im zwiać.

Widziałam jak staruszkowie machają mi, a ja odwzajemniłam ten gest i dałam gazu do dechy. Trzeba zrealizować ten chytry plan, póki można. Gdy zajadę do LA, jeszcze dzisiaj namówię Carlosa na wyprawę do Tokio, abyśmy mogli sprawdzić o co chodzi z tą mapą. Wtedy Simona przyjedzie na marne, bo mój tatuś nie pozwoli jej się między nami krzątać i załatwione.

Dopóki jej nie zobaczy, mogę być pewna, że nic się nie stanie.


Zadowolona ze swojego planu zmieniłam biegi i na prostej drodze doszłam do czterystuset kilometrów na godzinę, a dopiero na terenie monitorowanym postanowiłam nieco zwolnić. Czas nagli, a ja nie mogę pozowolić sobie na jakiekolwiek postoje. O nie.

Jace to zwyczajny dupek, z resztą jak każdy inny facet. Zobaczył ładną buźkę i od razu postawił na nowe znajomości. Ja jej nie ufam, nawet jesli wygląda jak bogini piękności.

Właśnie, pewnie dlatego jej nie ufam. Miała sto operacji plastycznych, założę się.

A może tym razem to ja po prostu jestem zazdrosna?

Nie ważne. Nie oddam Carla. O nie, nie ma mowy. Ten idiota należy tylko i wyłącznie do mnie. Nie będę tolerować dzielenia się, nie masz szans.


...

Pobiłam rekord Jacen'a i w ciągu trzech godzin i czterdziestu minut dostałam się do LA. Wpadłam do domu jak burza, skupiając na sobie spojrzenia wszystkich którzy byli niedaleko.
- Ivy, a co ty tu robisz? - CoCo zaczął się śmiać i zabrał ode mnie całkiem ciężką torbę. - Wyglądasz jakby cię psy goniły.
- Nie, nie. - machnęłam ręką, a z salonu wyszedł Percy.
- A gdzie Jace? - zaśmiał się.
- Romansuje. Znaczy się poznał źrebaka. Nie źrebaka, wróć. Klacz. W sumie miejsza z tym, nie miałam czasu, żeby wyjąć go z łódki. - zaczęłam mówić w przerwach między oddechami. - Później wyjaśnię. - popatrzyłam na niego. - Czemu gryziesz plastikowe pudełko na flamastry?
- A to Lexie. - wyjął je z buzi z niewinnym uśmieszkiem.

Zabrałam mapę i pobiegłam z nią do pokoju ojca. Siedział przy papierach, ale mówił o czymś mamie, bo śmiała się co chwila, praktycznie płacząc.
- Ivy? - zdziwili się równocześnie.
- Hej hej! - krzyknęłam szybko - Ta? - podałam tacie mapę, a on szybko ją odpakował.

- Ta, ale niepełna. - westchnął, na co mnie wmurowało. - Nie było jeszcze takiej drugiej części?
- Może była, ale spieszyłam się, bo pewnie trzeba lecieć teraz do Tokio i.. - zaczęłam szybko mówić, ale mama zatknęła mi usta.
- Spokojnie, spokojnie. A gdzie Jace? - zapytała mnie.
- Został, bo mi się spieszyło. Jutro wróci. - kiwnęłam głową.
- Więc nie ma problemu. Idę powiedzieć do chłopaków, żeby powiadomili Jace'a, że trzeba zabrać jeszcze drugą część. - uśmiechnęła się wychodząc, a ja chcąc coś powiedzieć, zastygłam z otwartą gębą.
- Ivy, wszystko w porządku? - popatrzył na mnie uważnie.
- Nic nie jest w porządku. - warknęłam, chowając twarz w poduszce. - Zawsze musi coś stanąć mi na drodze.
- Mów jaśniej. - zaczął się śmiać i usiadł obok mnie. - Czemu się tak spieszyłaś?

Game with badboys ✔️Where stories live. Discover now