-62-

7.3K 401 1
                                    

Kiedy dziewczyny zdecydowały się, by wrzucić Mię cichaczem do wody, byłam strasznie rozbawiona i nie umiałam opanować śmiechu. Jo i Darcy piorunowały mnie wzrokiem, kiedy rudowłosa w ramach rewanżu ubłociła je mułem i wodorostami.

 Atmosfera była prześwietna, zwłaszcza, że co jakiś czas przyglądali nam się niedowierzający chłopcy. Gdy Darcy miała już złapać rudą za dłoń usłyszałyśmy strzał. Potem kolejny i kolejny. A za nimi serię innych pocisków. Ale te odgłosy były różne. Nasi panowie najwyraźniej spotkali nieprzyjaciela. Mia od razu się rozbudziła i wszystkie zaczęłyśmy wspinać się karpą i na grubych pnączach oraz korzeniach w górę. Nie minęło długo, kiedy stałyśmy w krzakach, ale problem stanowił jeden fakt. Nie posiadałyśmy żadnej broni i nie mogłyśmy im pomóc.

- Ach! - Wszystkie trzy spojrzałyśmy na rozradowany uśmiech Darcy. - Amazonki!

- O co ci znowu z nimi chodzi? - zapytałam z Mią i Jo równocześnie.

- Amazonki. Kobiety, które strzegły lasów Amazonii. Możemy się w nie zabawić. - Rozdarła swoje mokre spodnie, by zrobić z nich przepaskę na dolną partię ciała. - One przemieszczały się, wieszając na pnączach, które rosną wśród drzew. - Pokazała nam ręką, wijące się dookoła rośliny. - Mam nadzieję, że ćwiczyłyście nieco różnego typu gimnastykę?

- Minimalny poziom wystarczy? - zapytałam, robiąc ze swoimi ciuchami to, co brunetka.

- Się okaże - mruknęła rozbawiona, a po chwili wszystkie trzy byłyśmy gotowe. - A ty, Mia?

- Minionki? - Ponownie zapytała, ciągle ospała, dlatego brunetka i blondynka wyręczyły ją i zrobiły porządek z jej ubraniami.

- W sensie jak Tarzan. - Wzruszyłam ramionami, wspinając się na drzewo, by złapać jakąś dobrą linę.

- Trzeba było tak od razu! - Ucieszyła się i zakładając materiał w reżyserii Amy Jo Carter i Darcy Patterson, rzuciła się w pnącza z głośnym okrzykiem. Wszystkie wyleciałyśmy z lasu, dezorientując przeciwnika, dzięki czemu nasi zyskali przewagę. Choć z początku i oni byli zdziwieni, poznali głosy swoich wariatek i kontynuowali walkę. Mia zeskoczyła na plecy jakiegoś ogromnego mięśniaka i zawiesiła mu lianę na szyi, powodując, że się udusił. Darcy swoją silną nogą tuliła twarze wszystkich mężczyzn, a Amy Jo z wielką determinacją w oczach rzuciła się na... Briana. O mały włos nie walnęłam w drzewo, gdy to zobaczyłam, ale natychmiastowo zebrałam resztki swojego rozsądku i umknęłam przed kulą swojego przeciwnika, zaplątując się mu nogami wokół szyi. Nie spostrzegłam nawet, kiedy wykręciłam mu kark. Spojrzałam na szamotaninę między brunetem, a blondynką, która za wszelką cenę starała się odebrać mu broń. Chciałam do niej pobiec, ale dwóch silnych mężczyzn osłaniało go, więc aby się przedrzeć, musiałam załatwić również ich. Kiedy skoczyłam na niższego z ochroniarzy, obróciłam jego ciałem tak, by wspólnik sam przeszył go strzałem z karabinu. Wtedy, patrząc na drugiego bez jakiegokolwiek planu, ujrzałam męską rękę i Shiley'a, który aby pomóc, udusił skurwiela na miejscu. Uśmiechnęłam się do niego i zobaczyłam, że do Jo podbiegł nikt inny jak sam Charlie. Zaczęłam krzyczeć, gdy Brian wycelował bronią w moją przyjaciółkę i razem z bratem rzuciłam się do biegu.

Broń wypaliła, ale do góry, bo blondyn zaatakował mu plecy i wywrócił się z nim na lewą stronę. Będąc już praktycznie przy Jo, zostałam zatrzymana przez mocną rękę jakiegoś ciężkiego kolesia, który mnie zaatakował. Nie miał broni, a jedynie nóż. Mój brat musiał stoczyć walkę z dwoma takimi jak wróg, który postanowił się ze mną zmierzyć. Ukucnęłam, aby go podciąć od dołu, tak jak kiedyś Mia zrobiła to z Thomasem, ale on ani drgnął, a mój piszczel zaszczypało gorzej, niżbym się czymś sparzyła. Był jak ze stali. Wtedy usłyszałam tylko dźwięk metalu i przetoczyłam się w bok, a muskularny facet spał jak niemowlę. Jo stała nade mną z żelaznym prętem w dłoni, a drugą podciągnęła mnie w górę, aby pomóc wstać.

- Masz. - Dała mi stalową rurę i kiwnęła, abym pobiegła pomóc bratu. Uśmiechnęłam się, ponieważ ona zrobiła to samo. Ruszyła w stronę Charliego. Zostawiając rozmyślenia na później, trzasnęłam gościa odwróconego do mnie plecami w głowę, a metal o mało, co się nie wygiął. Wiedziałam tylko, że jego czaszka zgrzytnęła, a mnie zebrało na wymioty. Shiley popatrzył na mnie niedowierzająco i wziął za rękę, wbiegając za ścianę zabytku, stworzonego przez Majów. Kręcąc się wokół Tikalu upolowaliśmy strzelca, jaki próbował nas obojga zdjąć. Wtedy odwróciłam się w stronę towarzyszy. Han i Louis byli zranieni, a Chistopher leżał martwy. Mia mówiła coś do pagera, a Darcy i Mason dobijali swoich przeciwników. Ktoś z lasu nadal strzelał, ale po chwili huk ucichł i wrogowie zaczęli zmierzać w kierunku swoich helikopterów. Mięśniak złapał Jo za ramiona, aby odsunąć ją od Charliego, dlatego blondyn najwyraźniej postanowił zostawić Martineza w spokoju, żeby się z nim jeszcze kiedyś pobawić, a sunął na napastnika siostry. Jo, widząc chłopaka w natarciu specjalnie się schyliła, a on wykonał jeden ruch shotgunem, po którym łysy już nie żył. Brian chciał zestrzelić mojego chłopaka, ale nie miał już naboi i tylko ze wściekłą miną, którą dopełniały strugi krwi na twarzy odleciał w stronę Los Angeles. Nad nami pojawił się nasz helikopter, dlatego nasza gangsterska śmietanka zaczęła się zbierać.

- Co z mapą? - zapytałam zdziwiona. - Nie ma tu skarbu?

- Tikal nie ma żadnych podziemnych przejść, sprawdzaliśmy wszystko - mruknął Mason. - Podpowiedź znajduje się we fragmencie mapy Rider Shark.

- Ale oni też tu przylecieli - zezłościła się Mia.

- A zatem to też musi kojarzyć się z wodą, lasem i zabytkami. Musimy to odzyskać - wyjaśnił i mówił coś jeszcze, ale ja cofnęłam się cicho do tyłu, aby podsłuchać rozmowę jasnowłosego rodzeństwa.

- To było szalone, mogłaś zginąć Jo. - Widziałam jak pretensjonalnie na nią spojrzał.

- Ty też zawsze zaczynasz od najgrubszych ryb - zaśmiała się. - Chcę być taka odważna i silna jak ty. Nie możesz mieć przecież słabej siostry... - Jej mina radykalnie się zmieniła, a mnie wmurowało. Nie spodziewałam się, że była w stanie powiedzieć mu coś takiego. Spojrzałam na swojego chłopaka. Był nie mniej zdziwiony, niż ja, ale... Uśmiechał się. Naprawdę, szczerze się uśmiechnął.

- Po tej akcji muszę przyznać, że chyba jednak mamy coś wspólnego. Oczywiście, oprócz jak uważa Rachel, pewności siebie i złośliwości - powiedział, a ja mimowolnie się uśmiechnęłam. - Mamy ze sobą wspólne to, że nie odpuszczamy. - Chwycił jej brodę i uniósł ją tak, by na niego spojrzała. - Widziałem jak nie dajesz mu dojść do broni. To było niesamowite.

- Myślisz? - Założyła włos za ucho.

- Mimo naszych kłótni i tego wszystkiego... - zaczął. - Cóż, jesteś paskudna i strasznie mnie denerwujesz, ale rodzeństwo Cooper przekonało mnie, żebym spróbował - powiedział, a ona śmiejąc się, wywróciła oczami. - Nie żałuję, że ich posłuchałem. - Kiwnął głową i znacząco chrząknął. - Jestem z ciebie dumny - oświadczył, patrząc na nią, a ona jak mała dziewczyna mocno się do niego przytuliła. Gdybym powiedziała, że się nie wzruszyłam, byłabym kłamczuchą. Wyszłam zza drzewa i przypatrzyłam się im, ponieważ widok, dwóch najważniejszych dla mnie w życiu osób, pogodzonych ze sobą był naprawdę wyjątkowym zjawiskiem. Brakowało tylko...

- Piękne, nie? - szepnął mi na ucho mój brat. - A czemu ty mnie jeszcze nie przytuliłaś? - Zaczęłam się śmiać, zwracając na sobie uwagę blondwłosych i mocno Shiley'a objęłam. Charlie i Amy Jo, widząc nas, równocześnie wywrócili oczami.

- Mówiłam, że podsłuchują. - Skinęła mu palcem.

- Wymiana? - zaśmiał się mój brat, kierując cwane spojrzenie do Charliego, a ten złapał mnie za rękę i przyciągnął do siebie, namiętnie całując. - No, teraz to już publicznie się zaczyna? Czego ja dożyłem?

Szturchnęłam Shiley'a w bok, a on wziął Jo pod ramię i skierowaliśmy się w stronę helikoptera w wesołych nastrojach, mimo nieudanej akcji z mapą. Blondynka odsunęła się od mojego brata na kilka centymetrów, a on słodko się do niej uśmiechnął.

- Jak myślisz? Im też muszę pomóc? - szepnęłam na ucho swojemu chłopakowi.

- Nie musisz. Ale ty i tak zawsze wtykasz nosa w nieswoje sprawy. - Zaczął się śmiać, a ja uderzyłam go w brzuch.

- Zawsze wychodzi to na dobre. - Pokazałam mu język. - Nie moja wina, że jestem ciekawa świata i bardzo pomocna.

- A nie jesteś ciekawa, co zrobię z tobą w nocy? - szepnął mi na ucho, a ja spaliłam buraka i pozwoliłam, by podsadził mnie na podłoże helikoptera. Gdy wszyscy byli już na pokładzie, maszyna ruszyła, rozstawiając za sobą miejsce stoczonej bitwy. Los Angeles było daleko przed nami, dlatego przytuliłam się do ukochanego i nie zwracając uwagi na rozmowy moich towarzyszy, głęboko zasnęłam. Obudził mnie dopiero rozbawiony głos Jo. Gdy otworzyłam oczy, w helikopterze była tylko ona i nasz pilot.

Game with badboys ✔️Where stories live. Discover now