X

391 22 1
                                    

*POV* Chelsea

Miałam wrażenie, że w moim życiu wszystko było takie samo, a Herp Fire, moja bliźniaczka i Jamie byli tylko wytworem wyobraźni.
Tuż po obudzeniu się, wskoczyłam w ciepłe kapcie, a po drodze do kuchni wstąpiłam do toalety.

Widząc siebie w lusterku, doznałam pierwszej oznaki tego, że wszystko, co się stało w ostatnich dniach, nie było żadną wizją, ani moim wytworem wyobraźni, lecz najprawdziwszą prawdą, z którą chcąc nie chcąc, powinnam się pogodzić. Mój lewy łuk brwiowy był rozcięty wzdłuż skroni i widniała na nim ciemnoczerwona, zaschnięta krew. Unosząc brew do góry, czułam jak zakrzepnięta ciecz odrywa się delikatnie od skóry pod wpływem ruchu. Nie było to przyjemne uczucie, dlatego też zostawiłam ranę w spokoju i orzeźwiając twarz zimną wodą, kontynuowałam swój przemarsz na śniadanie.

Kuchnię w zielonych odcieniach, rozświetlało rażące, piękne los angelowskie słońce. Zachwycałabym się urokiem dnia, gdybym nie zobaczyła siedzącej przy barku spochmurniałej Ruth, która sprawiała wrażenie posągu greckiej bogini zemsty. Miała minę, jakiej jeszcze nigdy nie widziałam na jej twarzy.

Po całym moich plecach przeszły nieprzyjemne ciarki.

— Myślałam, że śpisz... — mruknęłam cicho, chcąc rozpocząć jakąkolwiek konwersację. — Nie budziłaś mnie.

— Chciałam pobyć sama. Pomyśleć o tym wszystkim. — Nawet na mnie nie spojrzała, uporczywie tonąc wzrokiem w dnie swojej szklanki.

— Ruth, ja też nie jestem zadowolona z całej tej historii. Ale nie możemy się przez to wszystko od siebie oddalić. Nie oddalimy się, prawda? — Podeszłam do niej, wskakując na wysokie krzesło obok.

— Musimy oddalić się od Jamiego i tych wszystkich wariatów. Czas powiadomić rodziców, aby nas stąd zabrali.

— Nie! Nie możesz tego zrobić! — Złapałam ją za rękę, która sięgała po telefon.

— Niby czemu?! Jacyś obcy ludzie spraszają się nam do domu, próbują nas rozdzielić, a przy tym należą do gangu! Myślisz, że do czego nas to zaprowadzi?! Chcesz zginąć?! — Zmarszczyła brwi, pokazując tym samym jak bardzo jest poirytowana.

— I na pewno rodzice nas od tego odciągną — prychnęłam. — Jeśli ktoś chciałby mnie zabić, zrobiłby to bez względu na okoliczności.

— Od kiedy jesteś ekspertką w zabijaniu panno Chelsea Timberlake? Albo powinnam cię nazywać Marie Carter, hm? — Zmrużyła oczy, a ja miałam wrażenie, że blondynka za chwilę przywali mi w nos.

— Nie! Nie znam się na tym i jestem przeciwna gangom i temu wszystkiemu, ale do jasnej... Tylko Jamie będzie mógł mnie ochronić, jeśli zajdzie taka potrzeba. — Rozłożyłam z rezygnacją ręce.

— Jamie, Jamie, Jamie! — Zeskoczyła z krzesła barkowego i dolała sobie ciepłej wody do soku. — Ten piekielny Jamie wszystko zniszczył!

— Gdyby rodzice powiedzieli nam prawdę, wszystko by było teraz inaczej! Nikt nie mógłby nas zaskoczyć, nic by się nie stało... — Potarłam zimnymi dłońmi o ramiona. — Powinni zaadoptować też tę drugą. Może byłaby inna... Mieszkałyby z nami. We trzy...

— Nie chcę słyszeć o Bear, czy jakkolwiek ją nazywają — przerwała mi i upiła duży łyk soku. — Nie ufam tym z Herp Fire. Pojawili się nagle i myślą, że mogą wszystko!

— Ruth, wiem, że są niebezpieczni, w końcu należą do gangu... Ale gdyby im nie zależało, nie uratowali by nas z rąk tamtych... przemytników. — Próbowałam wszystko racjonalnie wytłumaczyć. — Nie możesz ich od razu skreślić. Mi też informacja o bliźniaczce zniszczyła życie, ale to nie powód, by nie spróbować żyć jak dalej, tylko... Wzbogacić grono znajomych o kilka nowych osób.

Game with badboys ✔️Where stories live. Discover now