XXXI

748 41 0
                                    

"Lynn" słyszałam jak przez sen ktoś mnie woła. Zrobiłam smętną minę, wykrzywiając usta w grymas i powoli poczęłam otwierać oczy. Wstające słońce zapiekło mnie w oczy, więc musiało minąć kilka porządnych sekund, zanim zorientowałam się, w jakiej czasoprzestrzeni się znajduję.
- Lynn, słuchasz mnie? - zaśmiał się blondyn i zamachał mi ręką przed oczami.
- Przepraszam, jeszcze jestem martwa. - oparłam się mu o ramię. - W prawo.
- Pytam czy do McDonald'a czy KFC. - uniósł brew ku górze, a ja zaczęłam się śmiać.
- To pierwsze. - zaproponowałam. - Jeszcze zdążymy najeść się babcinych pączusiów.
- Zostało pięć kilometrów do Chicago. - zauważył. - Dobry wynik, nie?
- Oczywiście. - zaśmiałam się. - Gdy jeździliśmy całą rodzinką, zajmowało nam to jakieś dwanaście godzin, a nie pięć. - powiedziałam, a on dumnie się wyprostował.
- No bo to ja. - teatralnie przejechał ręką po włosach, dodatkowo mnie bawiąc.
- Jedź laleczko, a nie się popisujesz. - klepnęłam go w ramię i wyjęłam ze schowka jakiś napój, który szybkim ruchem otworzyłam. Byłam mocno spragniona. - Jace, mogłabym cię o coś zapytać?
- Mhm. - zamruczał zabawnie. - Ale mam złe przeczucie.
Oboje zaczęliśmy się śmiać.
- To nic strasznego. - zapewniłam. - Po co dołączyłeś do gangu?
- Szczerze? - uniósł brew ku górze. - Dla persa.
- Dla niego? - zdziwiłam się. - I tylko po to?
- Nie. - zaśmiał się. - W moim domu nie zawsze dobrze się działo. - mruknął. - Mam trzy starsze siostry: Jade, Jesy i Julie. Jade jako najstarsza często się nami zajmowała i praktycznie nigdy nie miała dzieciństwa, poza tym pracowała i uczyła się równocześnie, ale gdy dorośliśmy wyjechała do Francji. Jesy była tą, która zawsze się buntowała, ja nie miałem do tego zbyt wielkich predyspozycji. Pewnego dnia, została złapana z przyjaciółmi na kradzieży i dostała wyrok w zawieszeniu, więc obiecała porprawę i teraz uczy dzieci w przedszkolu. Julie nie lubiła naszej rodziny, więc praktycznie wcale się z nią nie widywałem. Potem wyjechała na studia do Bostonu i od tej pory jej nie widziałem. Rodzice wzięli rozwód i porozjeżdżali się każdy w inną stronę.. więc nie zostało mi nic innego jak spędzać czas z najlepszym przyjacielem. Gdy Louie..znaczy się Lottie, zaginęła, powiedziałem mu, że dołączę się do tego gówna razem z nim. On nigdy mnie nie zawiódł, więc ja jego też nie mogłem.
Patrzyłam na niego z zaciekawieniem i zastanawiałam się nad sobą i nad jego charakterem. Mimo tylu przeżyć potrafił być wesoły i zabawny, potrafił patrzeć na świat przez różowe okulary. Miał więcej problemów ode mnie, ale nie poddał się. Widać, charakter naprawdę kształtuje nas bardziej, niż cokolwiek innego. Jace jest naprawdę przystojny i jak na niegrzecznego chłopca z milionami tatuaży, wciąż ma delikatne rysy, dlatego myślałam, że był rozpieszczanym rodzynkiem. A tu masz! Nigdy nie oceniaj książki, po okładce. O tak.

- Nigdy bym się tego nie spodziewała.. - szepnęłam, wciąż na niego patrząc.
- Czasami sam sobie nie wierzę. - zaśmiał się lekko i mrugnął mi oczkiem. - Chyba nikt z nas nie miał łatwego życia.
- Pewnie tak. - kiwnęłam głową. - Carlos nie miał ojca jak ja.
- Eddie w wieku piętnastu lat uciekł z domu i już do niego nie wrócił. - oznajmił, zamykając za nami samochód, gdy kierowaliśmy się do McDonald'u. - A Percy'ego oddali do adopcji. Bardzo go lubiłem, odkąd pierwszy raz pociągnąłem te kudły na jego łbie. Uprosiłem bezdzietną starą pannę, która była moją sąsiadką, żeby go zabrała.
- I zrobiła to? - uśmiechnęłam się szeroko.
- Takiemu słodziakowi jak ja, odmówisz? - szturchnął mnie w bok, a ja usiadłam przy stoliku i popatrzyłam przed siebie, nie mogąc się we wszystkim połapać.
- W takim razie powinnam się cieszyć z tego, co mama dla mnie robiła przez całe życie. - westchnęłam.
- Chciałaś poznać prawdę, to też nic złego. - pokręcił głową i podsunął mi ulotkę z daniami. - Co bierzesz?
- 2 for U, jak zwykle. - zaśmiałam się. - Ten sam, co ty.
- Skąd wiesz, że chcę to, co ty?
- Takiej słodziutkiej dziewczynie, odmówisz? - szturchnęłam go, a on zaczął się śmiać.
- Rozumiem, rozumiem. - pokręcił głową i odszedł na chwilę, żeby złożyć zamówienie. - A tak na boku: studiujesz coś?
- Zaczęłam collage z biznesem. Masakra. - zaczęłam się śmiać.
- No proszę, przyszła kierowniczka jakiegoś biura. - mrugnął mi okiem. - A CoCo policjant. Poważnie? - śmiał się.
- On sam w to nie wierzy!
- Mi został jeszcze jeden rok na mechanice. - oznajmił. - Jako jedyny, będę mieć normalną pracę.
- Nie pochlebiaj sobie! - walnęłam go w ramię. - Percy pewnie zostanie szefem kuchni! Eddie informatyk, to oczywiste.
- Zgadza się! Darcy chciała otworzyć własne studio tatuażu, ale odkąd zerwaliśmy kontakt, to nie wiem czy wszystko nadal jest jak dawniej. - westchnął. - Czasami brakuje mi jej.
- Kochała się w tobie, to normalne. - spuściłam wzrok. - Nie chciałam, żebyście przeze mnie..
- Ona sama wybrała. - orzekł twardo. - A teraz zapytaj o Carlos'a, bo widzę, że się nie możesz doczekać.
Popatrzyłam na niego z pokerową twarzą.
- No to mów, jak już zacząłeś.
- Carlos jest muzykiem. - orzekł, a ja patrząc na niego uważnie przez jakieś pięć minut, wybchnęłam śmiechem tak głośnym, że praktycznie cały McDonald zaczął patrzeć na mnie jak na wariatkę. A ja ledwo trzymałam się na krześle. - Nie żartuję. Od trzeciego roku, który zaczyna się od września, rozpoczynają pracę nad kapelą rockową. A na czwartym chcą już koncertować. Carl śpiewa i gra na gitarze. - kontynuował, a ja nadal płakałam ze śmiechu. - Brakuje im jeszcze tylko jednego gitarzysty i kolesia do perkusji, bo jeden się wypisał z tej bajki. - zamachał ręką, nie zważając na moje kozie ryki. - Jak im tam.. "The Paranoics" jeśli się nie mylę. To dobra banda, mogą zajść daleko.
Patrzyłam na Jace'a jak na idiotę i śmiałam się, dopóki nie zaschło mi kompletnie w gardle.

Game with badboys ✔️Where stories live. Discover now