V

537 25 1
                                    

*POV* Hazel

Widziałam ją z daleka. Praktycznie czarne jak egipska noc włosy do pasa, delikatne wcięcie w talii, dość masywne, ale długie nogi. Śniada skóra, ten sam głos. Nie musiałam nawet widzieć jej twarzy, żeby wiedzieć, że przechodzę tuż obok Marie. Czułam straszny ucisk w żołądku. Nie mogłam zawrócić, aby nie narazić się Mad Worly'om, więc jedynym celem było przejście tak szybko, by nie zdążyła się odwrócić.

Odruchowo ścisnęłam dłoń Zacha. Szatyn już wiedział, o co mi chodzi. Kiedy dostrzegłam przed sobą zdezorientowaną twarz wysokiego chłopaka, o bardzo ładnych, rzucających się w oczy włosach, miałam wrażenie, że zacznie krzyczeć i zaraz wszystko się wyda. Ale on tylko rozdziabił gębę do połowy szyi i wpatrywał się we mnie jak w jakieś UFO.

Pewnie zrobiłabym to samo, gdybym zobaczyła, powiedzmy, kopię Zacha. Problemem było, że Marie, a według nich, Chelsea nie wiedziała, że ma jednojajową bliźniaczkę, myśląc, że tamta głupia blondynka przed nią to jej jedyna siostra.

Kazałam odwrócić się Zachowi do tyłu, aby upewnić się, że miałam do czynienia z NIĄ.

Szatyn, pierwsze, co skomentował to oczywiście Ruth. Mówiąc o niej miał dziwny wyraz twarzy, a to mi się nie spodobało. Trzeba przyznać, że tamta durna, jasnowłosa dziewczynka miała niezłą figurę. Ale nic jej z tego ciała, które potrafiłabym ściąć swoim sztyletem jak źdźbło trawy na łące.

— To było dziwne uczucie, widzieć cię obok i za plecami — mruknął szatyn, idąc ze mną krok w krok.

— To było straszne. Przeszłam tak blisko, że gdyby się odwróciła, miałabym przesrane. Ta gówniara nie dałaby mi już spokoju — warczałam.

— Gówniara, powiadasz.

— Nie wiek, ale zachowanie mówi na jakim etapie rozwoju się zatrzymałeś, drogie dziecko. — Poklepałam go po zaroście uzupełniającym jego męskie kości policzkowe — A Marie nie wie, co to życie.

— Ale trzeba przyznać, że jest ładna — wybuchnął śmiechem.

— Uważaj, bo jeszcze się zrobię zazdrosna. — Szturchnęłam go z całej siły w bok, na co gwałtownie zgiął się w pół.

— I na pewno delikatniejsza... — wydyszał, trzymając się za brzuch, który został przeze mnie obezwłasnowolniony.

— Może wyglądamy tak samo, ale możesz być pewien, że pod względem charakteru, jesteśmy jak ogień i woda.

— Czyli jej facet będzie miał lepiej w życiu, bo nie będzie bity — marudził, na co zilustrowałam go spojrzeniem.

— Czyżbym o czymś nie wiedziała? — Na moje usta wkradł się nieznaczny uśmiech.

— Jesteśmy ze sobą już tak długo, że chyba mogę mianować się w taki sposób w jaki chcę, nie? — zaśmiał się, unosząc mój podbródek do góry.

— Głupi chuj.

— Dzięki, kotku.

— Nie ma za co. — Potargałam mu włosy, opierając się o zimną, ceglaną ścianę hangaru od strony dzielnicy, aby przez chwilę odpocząć przed dalszą drogą do domu. Miałam wrażenie, że jestem obserwowana, ale rozglądając się wokoło, doszłam do wniosku, że za rogiem jest bar i parking, a więc łatwo będzie nam zwiać, nawet gdyby gliny albo Mad Worly znowu się pojawili.

— Jesteś suką, Bear.

— Hazel.

— Silna jak niedźwiedzica, Boo Bear.

— Silna jak niedźwiedzica i wredna jak suka? Dziwne skrzyżowanie, wychodzi z tego HAZEL— podkreśliłam ostatni wyraz, praktycznie stając na palcach, aby dać mu do zrozumienia, że nie lubię określenia...

Game with badboys ✔️Where stories live. Discover now