-35-

9.2K 527 21
                                    


Stanęłam przed starym, opuszczonym budynkiem, na którym widniało pełno kolorowych graffiti, obrazujących wulgaryzmy, nazwy szajek i inne, małoważne pierdoły. Nabiłam broń, podobnie jak Charlie, mimo iż nadal nie wiedziałam, co tak właściwie mieliśmy tam zrobić. Wyszliśmy po cichu z samochodu i ustaliśmy po obu stronach wejścia.

- Charlie, kogo tam spotkamy? - szepnęłam, wpatrując się w niego z ciekawością.

- Kogoś, kogo trzeba zabić - odpowiedział pytaniem na pytanie.

- Tak bez powodu? - zdziwiłam się.

- Mówiłem ci, że... Trochę zawadzają mojemu gangowi. - Mrugnął mi oczkiem i przypomniał jak trzymać broń.

- Ok. - Kiwnęłam nerwowo głową.

Nie mogłam się bać. Nie mogłam go zawieść. Musiałam przekroczyć własne granice.

Blondyn tajemniczo się roześmiał i wszedł do budynku, jako pierwszy. Ruszyłam za nim, biorąc głęboki wdech, by zahamować niebezpieczne palpitacje serca. Kiedy zbliżaliśmy się do końca korytarza, śmiechy i głosy coraz bardziej się nasilały. Oprócz nich, zarówno ja, jak i Charlie usłyszeliśmy tłumiony krzyk jakiejś kobiety. Blondyn odwrócił się i na mnie spojrzał, a po minie wywnioskowałam, że niczego takiego się nie spodziewał. Drzwi w budynku były stare i w niektórych miejscach miały wielkie dziury. Wykorzystałam to i schyliłam się pod właściwym wejściem, od razu ledwie unikając zawału.

Zobaczyłam ich grupkę - pięciu kolesi próbowało zgwałcić w połowie rozebraną szatynkę. Spojrzałam na Charliego z szeroko rozwartymi oczami. Zupełnie nie byli niewinni. Teraz to zobaczyłam. I miałam ochotę ich zabić.

Blondyn skinął mi głową na znak, że wchodzimy. Nawet nie zastanowiłam się, zanim nacisnęłam spust, widząc jak koleś próbował rozerwać jej bluzkę. Charlie wyprostował przed siebie swojego ukochanego shotguna i zabijał nim po kolei wszystkich zebranych. Łysek, którego widziałam wcześniej w centrum motoryzacji, gdy Adrien naprawiał mi motor, wymierzył we mnie nożem, a ja bez zastanowienia strzeliłam mu w szyję, powodując, że bezwładnie upadł na ziemię, rozlewając krew ze swojej aorty po całej podłodze. Szatynka popatrzyła na mnie z przerażeniem, ale była ewidentnie wdzięczna. Złapałam ją za rękę ściągając ze stołu. Dziewczyna poprawiła na sobie koszulę, zapinając ją aż pod szyję oraz odgięła, poszarpaną spódniczkę, po czym wpadła mi w ramiona, po stokroć dziękując. Spojrzałam na Charliego, który skończył dobijanie reszty przeciwników i uważnie się nam przyjrzał.

- Naprawdę, naprawdę bardzo dziękuję - wyjąkała.

- Nie ma za co. - Spoglądałam na blondyna. - Może odwieziemy cię do domu?

- Tak, tak... Dziękuję... - Kiwnęła głową i wytarła rękawem rozmazany makijaż.

- Jeden warunek. - Odezwał sie Charlie. - Nie widziałaś nas. - Pogroził jej palcem.

- Jak mogłabym wydać kogoś, kto mnie uratował? - zdziwiła się. - Nie martwcie się...

- Dobra, do wozu. - Udawał złego i pognał ją do auta. Gdy dziewczyna odwróciła się, aby iść, chłopak spojrzał na mnie i tajemniczo się uśmiechnął.

Wyszliśmy z budynku i udaliśmy się pod adres, który wskazała nam nieznajoma. 

- Mam na imię Gabrielle Hopkins. Wiecie, niedawno wprowadziłam się do Los Angeles... Jakieś dwa miesiące temu i nie spodziewałam się, że padnę ofiarą kilku zboczeńców. Co prawda, słyszałam o gangsterach i wiedziałam, do czego są zdolni, ale nigdy w życiu nie spodziewałabym się, że będę mieć z nimi do czynienia osobiście - mówiła, a ja krótko roześmiałam się, dosłyszawszy jej historię. - To po prostu straszne! Początkowo myślałam, że znajomi chcą wykręcić mi jakiś żart, ale gdy zauważyłam, że to nie są maski, wpadłam w panikę! Nie wiem, co bym zrobiła, gdybyście nie przybyli mi na ratunek. Jesteście moimi bohaterami! - pisnęła, ciągle przenosząc spojrzenie ze mnie na Charliego. - Wy też należycie do jakiegoś gangu? Skąd wiedzieliście, że się u nich znajduję? - mówiła jak nakręcona, a blondyn robił się coraz bardziej czerwony ze złości.

- Zamknij się w końcu, do jasnej cholery! Nie jesteśmy żadnymi bohaterami! Poszliśmy ich zabić dla czystej przyjemności, a ty jesteś pasażerem na gapę - warknął, a ja zaśmiałam się, spostrzegłszy jej oszołomioną minę. - Wywiad przeprowadzasz czy co?

- Przepraszam. - Podrapała się za uchem. - Ale mimo wszystko wam dziękuję. Mogłam skończyć tysiąc razy gorzej. Nie spotyka się na co dzień takich ludzi jak wy. Mimo wszystko sądzę, że jesteście bardzo fajnymi osobami. Gdyby mój chłopak mógł was poznać, na pewno byłby bardzo wdzięczny. Poczekajcie, to może wam wynagrodzimy-

Charlie zatrzymał się gwałtownie na podjeździe pod wskazanym adresem. Dom okazał być się duży, ewidentnie zamieszkiwany nie tylko przez nią.

- Wysiadasz? - zapytał wkurzony blondyn, a ja ponownie zaczęłam się śmiać. Skarcona dziewczyna otworzyła drzwi samochodu, po raz ostatni obejmując nas wzrokiem.

- Pilnuj się swojego chłopaka, Gabrielle. - Pomachałam jej, gdy wysiadała, po czym z domu wybiegł jakiś szatyn. Kiedy zorientowałam się, że był nim Adrien, nie kryłam zaskoczenia. Miał zabandażowaną rękę, a jego oczy od razu przykuły uwagę w moim kierunku.

- A on jeszcze dysze? - zaśmiał się szyderczo blondyn. - Całe nieszczęście.

- ? - zdziwiła się Gabi, stając na gruncie. - Nie rozumiem. - Spojrzała na mnie, jakby wiedząc, że Charlie nie miał zamiaru rozwinąć swojej wypowiedzi.

- Zapomnij o tym, że nas widziałaś. - Westchnęłam. - I pozdrów Nathana. - Uśmiechnęłam się miło, ignorując jej zaskoczoną minę. Musiała być naprawdę zdziwiona, kiedy zorientowała się, że oboje mieliśmy do czynienia z kimś, z kim mieszkała pod jednym dachem. Nie zdążyła jednak nic odpowiedzieć, bo Charlie od razu odjechał z ich podjazdu z wielkim piskiem opon. Miał ewidentnie dosyć naszej gadatliwej pasażerki na gapę.




Game with badboys ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz