XII

688 35 4
                                    

Gdy zajechaliśmy do mieszkania, od razu pobiegłam z torbą do pokoju, wysypując jej zawartość na łóżko. Był tam stos papierów, zdjęć i różnych tego typu badziectw. Podrapałam się po głowie nie wiedząc od czego zacząć, podczas gdy Carl i CoCo rzucili się na moje łóżko, połowę z papierów gniotąc.
- Idioci! - krzyknęłam na nich, przekładając dokumenty na podłogę. - Zamiast mi pomóc to jeszcze przeszkadzają.
- Nie rób min, mała Lynn. - zarymował mój brat, a brunet obok zaczął się głośno śmiać. - Żartuje! - podniósł ręce do góry, widząc moje mordercze spojrzenie. - Jak zabiłaś tamtą dwójkę w tym samym czasie?
Zamyśliłam się. Co mam powiedzieć? Że z nieba skoczył ninja, który zerwał skórę z twarzy pracownika auli?
- Zabiłam tylko pierwszego gościa i tamtą laskę. - mruknęłam.
- A co? Ten obok zawału dostał i sam zginął? - zapytał złośliwie Carl.
- Nie. - wywróciłam oczami. - Oprócz nas był tam ktoś jeszcze.. - mruknęłam, a brunet nieco spoważniał. - Słyszeliście te szmery wśród drzewek bonsai?
- Myśleliśmy, że to ty. - powiedział za nich obu mój brat.
- A ja myślałam, że wy. - skrzyżowałam ręce. - A wtedy ktoś skoczył z sufitu na plecy tego drugiego. A potem przypatrzył się mi i zniknął w cieniu, zanim przyszliście.
- Czyli jego zabił ktoś inny? - brunet zapytał z niedowierzaniem.
- Załatwiłabym i drugiego, ale skoro ktosiek mnie wyręczył, to co miałam poradzić? - odpowiedziałam pytaniem na pytanie.
- Ktoś inny, oprócz nas? - ciągle powtarzał z uniesionymi w górę brwiami.
- Przecież ci mówię, kurwa! - rozłożyłam przed nim ręce.
- Facet czy kobieta? - wtrącił się CoCo.
- No ej, było ciemno jak w dupie, tak? Poza tym ktosiek miał dobre przebranie. - pokręciłam głową.
- Do cholery, jesteś baba, tak? Pozwoliłaś ktosiowi zabić swoją ofiarę, a na dodatek nie rozpoznałaś po sylwetce jaka to płeć! - prychnął brunet, po raz setny podkreślając, że nie ja zabiłam drugiego z mężczyzn.
- Zamknij się. - przyłożyłam mu broń do krtani. - Bo sama sprawię, że przestaniesz gadać.
- Ej, ej, Lady Killer, nie galopuj się! - odsunął od siebie nos mojego pistoletu i zaraz po tym zabawnie uśmiechnął.
- Myślę, że to dziewczyna. - westchnęłam. - Może kittyknight? - dodałam szyderczo.
- Może cię nie lubi, ale to najlepsza laska jaką znam. - powiedział Carlos, stanowczo broniąc brunetki. - Poza tym miała coś do załatwienia z Percy'm i Jacen'em, nie przybiegłaby, żeby zrobić ci na złość, uwierz mi.
- Jesteś tego taki pewny? Pamiętaj, że kobieta zmienną jest. - popatrzyłam na niego ze złością.
- Kitty wychowała się z nami, nie jest dwulicowa jak większość panienek, na przykład jak.. ty? - znowu się zaśmiał. Szyderczo zaśmiał.
- Sugerujesz mi, że jestem dwulicowa, tak? Na jakiej podstawie? - przysunęłam się do niego z morderczą miną.. - Ty, który wiesz o życiu tyle, co świnia o księżycu?
- Mogę przerwać? - wtrącił się CoCo.
- NIE! - powiedziałam razem z brunetem, patrząc na szatyna.
- Okej. - pokręcił zabawnie głową.
- Jesteś do niczego, więc się nie wypowiadaj. - stuknęłam klatę bruneta, wytykając mu wszystko, co mi przyszło do głowy. - Nie umiesz nawet kierować tak zajebiście jak ja, a przy tym nie chybić w strzelaniu do jebanych psów, a poza tym gówno o mnie wiesz, więc następnym razem zastanów się, zanim nazwiesz mnie dwulicową! - wbiłam nóż w podłogę, tuż obok jego dłoni.
- Ach, tak Milady? - zaśmiał się złośliwie. - To nie ja krzyczałem, podczas jazdy tylko ty. A poza tym mam świetny dowód na to, że jesteś dwulicowa! Pozostajesz ze mną w układzie, więc wobec reszty chłopaków jesteś nie fair! Gadasz przy nich na mnie, gdy nie słucham, a gdy jestem to udajesz cud-panienkę! - spojrzał na mnie pretensjonalnie.
- Więc nie ma już żadnego układu, pieprzony Carlosie! Teraz, nie powiesz, że jestem dwulicowa. - uśmiechnęłam się złośliwie. - Możesz pomarzyć o swoim tytule "boga seksu", bo na mojej liście chłopaków do wzięcia, zajmujesz ostatnie miejsce. - trafiłam w jego czuły punkt, bo wiedziałam jak wysokie miemanie o sobie posiada.
- A kto by cię chciał? - warknął.
- Może któryś z twoich kumpli? - zaśmiałam się. - Następnym razem nie czepiaj się Jacen'a, gdy przyjdzie, aby mnie poprzytulać! - machnęłam mu ręką przed nosem. - Bo wiesz, Kitty raczej na ciebie nie poleci, ale Jace na mnie owszem. - zrobiłam sztuczny uśmiech i wyszłam z mojego pokoju, kierując się do łazienki. Brunet wyszedł chyba zaraz za mną, ponieważ usłyszałam głośne trześnięcie drzwi i odjazd z piskiem opon z podjazdu. Usiadłam na zamkniętym sedesie i schowałam twarz w dłoniach. - No i po robocie.. - mruknęłam sama do siebie z wielkim zrezygnowaniem. Teraz nie mam co liczyć na poznanie przeszłości mamy.
Chyba, że sama sobie poradzę. W sumie robiłam to wiele razy. Może i teraz się uda.

Game with badboys ✔️Where stories live. Discover now