*POV* Hazel
Każda chwila spędzona u boku Zacha, była dla mnie niezwykłym doznaniem. Zdaje mi się, że od zawsze... Kochałam go, ale chyba wolałam się do tego nie przyznawać. Twarz zimnej suki pasowała mi o wiele bardziej, chociaż w głębi duszy czułam, że nie jestem zła. Przynajmniej nie do końca zła.
Dziś byłam obok niej tak blisko.
Moja bliźniaczka, druga ja. Wiedziałam z różnych źródeł, że Marie nie do końca przypominała moją osobę, bo była słodka, delikatna i dobrze wychowana. Poza tym, nie umiałaby zabić. Jestem tego pewna.
Już na samą myśl o niej miałam zagotowaną krew w żyłach - ta mała musiała być ofiarą losu.
Gdyby rzeczywiście była jak ja, z wielką chęcią poznałabym ją. Razem okradałybyśmy banki, zabijały wszystkich wrogów i pławiły się w luksusie. Nikt nie potrafiłby stawić nam czoła, razem stałybyśmy się niepokonane. Wszystkie gangi marzyłyby o tym, żeby mieć nas w swoim teamie.
Ale to jest Marie.
— Jestem ciekawy, co na to Jamie. — Usłyszałam u swego ramienia zachrypnięty głos.
— Hę? — zdziwiłam się.
— Jestem ciekawy, jak zareagował na to, że mu uciekłaś. Najpierw jego plany pokrzyżowali goście z Mad, którzy porwali Marie - nie mogłyście się w związku z tym poznać. Gdy już ją odbił i mógł mieć za sobą połączenie was...
— Dobra, już wiem o co ci chodzi. I szczerze mówiąc, mało mnie to interesuje. Mój wuj jest nieogarniętym dupkiem, który myśli, że jak umie strzelać i jest synem Cartera to mu wszystko wolno. Będę zapobiegała poznaniu tej durnej dziewczynki, dopóki nie odpuści.
— Bardzo dobrze wiesz, że białas nie odpuści... — mruknął przeciągle, wybierając pozycje, w której byłoby mu najwygodniej zasnąć.
— Co masz na myśli? — zapytałam, wyczuwając w jego głosie odrobinę pretensji.
— Sama mu jeszcze pomożesz w jego planach, zapewne.
— To, że dzisiaj coś mi obiło, nie znaczy, że będzie tak już zawsze! — oburzyłam się. — To było chwilowe nieupilnowanie mojego charakteru, jasne?
— A więc tak teraz nazywa się robienie błędów. WIELKICH błędów. — Uniósł brwi do góry, kpiąco się uśmiechając.
— Teraz ci to przeszkadza, tak? Jeszcze kilka godzin temu...
— Cii... — Przyłożył mi rękę do ust. — Wiem, że cię do niej ciągnie. A jeszcze bardziej do tego gangu.
— Wcale nie. — Odrzuciłam jego dłoń, tak że uderzyła o mur.
— Zaprzeczasz samej sobie, Boonie Bearly Carter. — Cmoknął w powietrzu i odwrócił się do mnie plecami, zamykając oczy. Dee ułożyła się obok niego i przyglądając się mi, cicho zaskomlała.
— Wcale tego nie chce, to samo... Tak wychodzi. — Westchnęłam ciężko.
— Prześpij się.
— Masz mi to za złe? Że się dziś wygadałam, tak? — Dotknęłam jego ramienia, a zaraz po tym szybko zabrałam rękę i odwróciłam się na drugi bok, patrząc w płynącą nieopodal rzekę.
Woda była niesamowicie uspokajająca. Wyciszała wszystkie myśli kotłujące się w mojej głowie i sprawiała, że na duszy było lżej. Jakby przypływ zabierał dręczące mnie sumienie i oddalał się z nim w głębię, abym więcej nie musiała wracać do tego, co sprawiało ból.
YOU ARE READING
Game with badboys ✔️
ActionTrylogia gangów z Los Angeles. Odważysz się z nimi zagrać? ******* Książka do remontu (I część napisana w 2016 roku, gdy miałam 15 lat). Treść książki zawiera wulgaryzmy i sceny przeznaczone dla osób powyżej osiemnastego roku życia. Czytacie na włas...