-65-

6.7K 405 12
                                    


Nie spodziewałyśmy się, że po powrocie do kryjówki, zastaniemy ją w wysokich płomieniach. Widziałam jak snajperzy męczyli się z helikopterami japońskiej mafii, a młodziaki pakowali bronie z magazynku do busa. Dach był prawie załamany i płonął, niczym pochodnia, dlatego bez wahania wkroczyłyśmy do środka. Trzeba było się ewakuować! Każda z nas poszła w inną stronę. Wkroczyłam po schodach na górę i odstrzeliłam dwóm Japończykom głowy. Wszyscy pakowali się do gabinetu mojego faceta. Lejąca się krew, gdzieniegdzie czyjaś ręka, noga lub zmasakrowany tułów, z którego wypływały flaki. Wściekła jak jeszcze nigdy pognałam do nich w stylu huraganu - niszcząc wszystko, co spotkałam na drodze. Zobaczyłam jak Charlie wykręcał  kark ostatniemu przeciwnikowi, chowając jakiś papier pod materiał spodni.

- Charlie! - krzyknęłam i od razu rzuciłam się mu w ramiona. Dach zaczynał się sypać.

- Rachel... - Pocałował mnie szybko. - Muszę nas stąd wszystkich zabrać - powiedział stanowczo. - Naboje mi się kończą - zaklął pod nosem. - Trzeba zejść na dół - oznajmił i pociągnął mnie za sobą.

Bez słowa sprzeciwu robiłam, co mi kazał - zabijałam. Przeszłam do salonu i wyjęłam zza gabloty naboje do shotguna.

- Skarbie! - Uśmiechnęłam się do niego. - Prezent. - Wcisnęłam mu prochy w dłoń, a on cmoknął mnie w skroń i rozdzieliliśmy się. Ruszyłam w stronę magazynu, który trzeba było za wszelką cenę chronić. Te prochy mogłyby wysadzić całe Los Angeles. Stanęłam do siebie plecami z przyjaciółką i obie rytmicznie załatwialiśmy wrogów. - Nie przyszli bez przywódców. Gdzieś musi być Rey i Chadler.

- Musimy znaleźć Masona! - krzyknęła. - Poszedł z kilkoma gangsterami ukryć fragmenty mapy!

- Kurwa - szepnęłam sama do siebie. - A co z psami?

- Uciekły, Rachel - fuknęła. - Na północ - powiedziała mi do ucha i obie wymieniłyśmy się pozycją z Shiley'em i Benem. Amy Jo praktycznie biegła w stronę cmentarza gangsterów, a ja chroniłam tyły i zabijałam członków Sin Fao. Byli jak mrówki, niscy i liczni. - Ty! - Od razu rzuciła się na wspólnika rudowłosej. Japończyk podnosił z ziemi fragmenty papieru, które miał w ręku martwy Mason. Nasi partnerzy starali się walczyć z wrogiem, ale prawie za każdym razem obie strony ginęły. Nie miałam czasu do płaczu czy czegokolwiek. Gdy Amy zabrała Japończyka od map, ja schowałam je do stanika.

Japończyk rzucił Amy Jo przed siebie i praktycznie ją zlikwidował, gdy z lewego końca zdjęła go Mia. Uśmiechnęła się do nas, dlatego podniosłam z ziemi przyjaciółkę z ogromną ulgą. Zaczęłyśmy biec w stronę rudowłosej, aby powiedzieć, że potrzebowali nas przy magazynku, kiedy usłyszałam głośny huk, a na koszulce naszej przyjaciółki zawitała wielka plama krwi. Równocześnie z blondynką przeraźliwie krzyknęłyśmy, a ona osunęła się na kolana i położyła na piachu. Stała nad nią jej własna siostra. Jo warknęła i rzuciła w Rey niedużą bombą, która rozsadziła ciało zdezorientowanej zdrajczyni w drobny mak. Kończyny poleciały w lewą i prawą, a wnętrzności rozprysły się po ziemi, barwiąc ją na czerwono. Głowa zachowała się cała, dlatego moja przyjaciółka kopnęła parszywy ryj, niczym piłkę do nogi, gdzieś pod drugi koniec cmentarza.

Ja miałam zbyt wielki mętlik w głowie. Usiadłam przy rudej i położyłam ją sobie na kolana.

- Mała, nie rób nam tego. Proszę cię, Mia. Błagam, nie zostawiaj nas. - Z moich oczu popłynęły łzy. - Słyszysz?

- Rachel... - szepnęła. - Idźcie do magazynku. Powiedzcie, że przywódcy nie żyją. Japończycy stracą kontrolę i zyskamy przewagę.

- Ale Mia... - Pogłaskałam ją po twarzy.

- Mnie nie uratujesz, ale ich możesz - powiedziała. - Biegnij.

Przymknęłam oczy i złapałam za ramię Amy Jo. Blondynka pochyliła się jeszcze, by ucałować w czoło umierającą przyjaciółkę i otarła z oczu łzy. Miała zmarszczone we wściekłości czoło i parę brwi, wygiętą w groźne łuki.

- Idziemy - stwierdziłam poważnym głosem. Blondynka spojrzała na rudowłosą, a ta uśmiechnęła się do nas jeszcze raz i zamknęła oczy. Z trudnością odwracając od niej głowę, pobiegłyśmy w kierunku magazynku. - Nie żyją! - krzyknęłam w kierunku mojego brata i chłopaka.

- Kto? - zapytali równocześnie.

- Przywódcy. - Kiwnęła głową Jo, a Japończycy zaczęli próby kontaktu ze swoim szefostwem. - Zabiłam ich, bracie. - Jo kiwnęła porozumiewawczo w stronę blondyna, który z uśmiechem na nią spoglądał. Amy odwróciła wzrok. Wiedziałam, że myślała tylko o tej, która się poświęciła.

Kiedy Japończycy nie mogli uzyskać jakichkolwiek poleceń od poległych dowódców, od razu się spłoszyli, dzięki czemu nasi mieli przewagę, aby ich powybijać. Mia miała rację. Wygraliśmy tę bitwę. 

- Wszyscy do samochodów! Kierujemy się na wschód Crenshaw do starych baz wojskowych! - Mój chłopak wydał rozporządzenie i podszedł do nas, chcąc wyczytać coś ze smętnych min. - To, co dało się zabrać z kryjówki, zabraliśmy - poinformował, spoglądając ze smutkiem na swój dom. - Co z mapą? Shiley-

- Charlie... - zaczęłam, łapiąc go za ramię. - Mapę udało nam się odzyskać. We trzy-

- We trzy? - Zmarszczył brwi. Był zadowolony, że miałyśmy fragmenty, wiedziałam to. Ale wiedziałam też, że coś go niepokoiło. Rozejrzał się. Powinniśmy już stąd odjechać. Darcy i Shiley czekali na nas przy busie, patrząc co chwila po sobie. Amy cofnęła się do ich dwójki i spuściła głowę. Blondyn już wiedział, o co chodziło. - Nie, nie mówisz... Nie. Nie, Mia. Nie, tylko nie Mia... - Złapał się za głowę i od razu pobiegł w kierunku cmentarza. Czułam jego ból. On się z nią wychował. Ona go wychowała, niczym dobra, starsza siostra. Nie miał rodziny, ale miał Mię. 

Podeszłam do brata i jego panienek, ale wiedziałam, że Jo im już powiedziała. Darcy odwróciła się od nas i weszła do busa. To było ciężkie do zgryzienia. Mia nigdy się nie dawała. Shiley zaśmiał się niedowierzająco, ale pokręcił głową, również wchodząc do auta, aby zakryć łzy. Położyłam głowę na ramieniu przyjaciółki i popchnęłam ją do busa.

- Pójdę po niego - szepnęłam, pocierając niezgrabnie ręką o rękę. - Mam nadzieję...

- Idź. - Kiwnęła głową i szybko znikła za drzwiami autokaru. Zamrugałam kilkakrotnie oczami i pobiegłam truchtem przez kawałek, oddzielającej nas drogi, gdy z daleka zobaczyłam jak blondyn przytulał bezwładne ciało rudowłosej. Włosy opadły jej na ziemię, oczy były domknięte, a z kącika ust wylewała się cienkim strumieniem krew. Wmurowało mnie. Śmierć Noaha była dla mnie straszna, ale widok dziewczyny, z którą zdążyłam się zaprzyjaźnić, z którą jeszcze kilka godzin temu szczerze porozmawiałam i z którą świetnie się bawiłam, bolała tak cholernie, że moje ciało zostało wbite w ziemię, sparaliżowane.

Zaśmiałam się w myślach na nasze pierwsze spotkanie. Nienawidziłyśmy się i byłyśmy o siebie zazdrosne. Nie przypuszczałam wtedy, że ta znajomość przerodzi się w wielką przyjaźń.

Podeszłam do swojego chłopaka cichutkim krokiem, a on odwrócił twarz, choć zdążyłam zobaczyć jego szklane oczy.

- Jedźcie beze mnie. Muszę godnie pogrzebać swoich przyjaciół - powiedział szorstkim, pełnym złości głosem.

- A-Ale Charlie... - szepnęłam, dotykając jego ramienia. Od razu strząchnął tę dłoń i spojrzał na mnie... Z wyrzutem.

-Głucha jesteś? - krzyknął, patrząc na mnie uporczywie. W tej sytuacji powinnam być wyrozumiała, dlatego zmierzyłam go tylko chłodnym spojrzeniem, dotykając delikatnie nogi rudowłosej, po czym odwróciłam się, czując na skórze słone łzy. Pomieszane były żalem za przyjaciółkę i potraktowaniem mnie przez szefa. Myślałam, że było między nami w porządku, a on nagle wyskoczył z czymś takim. Zaklęłam na niego pod nosem, nabijając sobie broń. Chciałam kogoś ukatrupić.

Weszłam do busa, widząc jak Cal i Paul przesłuchiwali jakiegoś Japończyka. Kręcił głową na wszystkie strony, usprawiedliwiając się w swoim ojczystym języku, więc ustałam na środku autokaru i strzeliłam mu w głowę. Słychać było tylko zgrzyt i jęknięcie pojmanego.

- Wyrzucić go - mruknęłam, obracając w dłoni broń.

Poczułam się liderką tej grupy, piekielną szefową. Ale byłam nią tylko ze względu na Charliego. Widziałam jak Amy Jo i Shiley popatrzyli na mnie uważnie, gdy przyczepiałam do paska swój pistolet.

- Jedziemy.

- A szef? - zapytał któryś z nich.

- Dołączy do nas. Chce pogrzebać godnie naszych gangsterów - wyjawiłam, dumnie idąc środkiem korytarza. - Farel, Harwick i Jozzie. - Spojrzałam na trójkę szatynów, stojących po mojej lewej stronie. - Idźcie do szefa. Chce mieć pewność, że nie będzie sam - wyjaśniłam, a oni bez słowa, kiwnęli głową i wyszli z busa. - Ruszaj - krzyknęłam do kierowcy, który odjechał z miejsca z piskiem opon. Fuknęłam pod nosem na cały świat i usiadłam na samych tyłach, skupiając na sobie kilka ciekawych spojrzeń.

- I widać, kto tu rządzi - zaśmiała się do mnie słabo, najlepsza przyjaciółka.

- Ty byś tu lepiej pasowała - mruknęłam, pocierając dłońmi.

- Ja będę chirurgiem. Choć ten gang to część życia, nie chce zaprzepaścić drugiej strony marzeń - wyjawiła, uważnie na mnie patrząc. - Stało się coś? - zapytała, choć zdanie to brzmiało, niczym stwierdzenie.

- Nieważne. - Pokręciłam głową. - Chcę być już na miejscu.



Game with badboys ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz