23

9.6K 508 29
                                    

Owinęła się kocykiem który kiedyś dostała od któregoś z chłopaków. Nie wiem od którego, ale jest z Bieberem. Ogólnie sporo rzeczy tu zostawiła.

- Nie przejmuj się nimi... Zawsze wszystko miałaś w dupie.
- Ale tego nie mam w dupie, okej? Nie umiem sobie z nimi poradzić. Starałam się i zobacz... Oni są gorsi od wszystkich z tego domu. Rozumiem, że są młodzi ale... Ja po prostu nie umiem no. Już nie daje rady, próbuje to jakoś ogarnąć, ale później i tak jedno wychodzi.

Spłynęła jej łza, ale szybko ją starła.

- Nie zawsze wszystko wychodzi tak jak chcemy... - Spojrzałem na jej ręce w których się bawi kocykiem. Chwila chwila... - Pokaż ręce...

Spojrzała na mnie i jeszcze bardziej się owinęła tym kocem.

- Po co?

- Chce coś na nich zobaczyć.

- Zimno mi, nie będę się odkrywać.

- Pokaż do cholery te ręce.

- Nie.

- Kylie.

- Luke.

- Bo się wkurzę, pokaż.

- To się wkurzaj, nie pokażę.

Zacisnąłem szczękę i się do niej przybliżyłem. Wziąłem ten kocyk i złapałem jej ręce.

- Pokażesz po dobroci?

- Nie.

Schowała ręce za plecami i się na nich położyła. Jedną ręką ją uniosłem, a drugą wziąłem rękę. Posadziłem ją z powrotem na kanapie i spojrzałem na ręce. Cięła się. Są świeże ślady.

- Kylie... Dlaczego?

- Bo sobie nie radzę okej? Z niczym sobie nie radzę. Nawet ze sobą.

- Mogłaś ze mną o tym pogadać... Wiesz, że możesz do mnie ze wszystkim przyjść.

- To nie jest takie proste.. 

- Co nie jest proste? Masz mój numer, wiesz gdzie mieszkam, wiesz gdzie mnie szukać. I dobrze wiesz, że mogłaś do mnie zadzwonić w dzień i w nocy jakby się coś działo.

- Jasne, a szczególnie jak grałeś koncert.

- Kilka razy zszedłem ze sceny z twojego powodu, ten jeszcze jeden by nie zaszkodził. Obiecałaś, że więcej tego nie zrobisz... Kylie no kurwa jakby ci się coś stało to ja bym się wtedy załamał.

- Tylko ty.

- Cała rodzina, przyjaciele. Wszyscy, wszyscy są przy tobie i cię wspierają.

- Kto przyszedł?

Usłyszałem Karola ze schodów.

- A szczególnie Jason i Nathan.

Poszła wkurzona na górę.

- Łooo, a tej co?

Powiedział zdziwiony Karol.

- Nic.. widziałeś jej nadgarstki?

- Nie, co z nimi nie tak? - zastanowił się chwilę - czy ona? O nie... Kylie do cholery czy ciebie do reszty pojebało?

Poszedł szybko na górę i ja oparłem głowę na rękach, a ręce na kolanach.

- Kurwa mać...

Powiedziałem do siebie i spłynęło mi kilka łez. Położyłem się na tej kanapie i zasnąłem.

Wsiadłem do samochodu i pojechałem do domu. Jak dojechałem zauważyłem karetkę. Co jest? Wszedłem szybko do środka i pobiegłem za głosami. Zobaczyłem ratowników i Kylie całą we krwi na ziemi.

- Kylie?

- Kim pan jest?

- Mężem..

- Przykro nam... Nie da się jej uratować... Podcięła sobie żyły. Ale znaleźliśmy przy niej jakąś kopertę z imieniem Luke.

- To ja.

- Proszę.

Spojrzałem na nią i się poryczałem. Dlaczego no? Kurwa... Otworzyłem tą kopertę i okazał się to być list.

"Luki jeśli to czytasz to znaczy, że.. po prostu że nie ma mnie już z tobą. Przepraszam cię, nie umiałam już wytrzymać. Jason i Nathan są coraz gorsi... A ja sobie nie daje rady. Ogólnie to... Jestem, byłam w ciąży... Przepraszam, bardzo. Skoro nie umiem sobie poradzić z trójką dzieci, to z czwórką na pewno bym nie dała rady. Od roku byłam słaba psychicznie... Tak, cięłam się, miałam próbę samobójczą ale... Nie wyszło. Hah... Właściwie to śmieszne, bo ostatnio spotkałam Jake'a, ma szczęśliwą rodzinę. Pomyślałam że też bym taką chciała, ale chyba nie było mi to pisane. Nie wiem dlaczego ktoś na górze dał mi taki los, ale... Kochałam cię, kocham i będę kochać, zawsze. Nie bierz tego za bardzo do siebie. Znajdź jakąś dziewczynę i załóżcie szczęśliwą rodzinę... Nie to co było. Przekaż innym że też ich kocham.
    Twoja Kylie."

Usiadłem na ziemi i się popłakałem na dobre. Nie umiem nad sobą zapanować. Dlaczego?

- Luke.

Jej głos, cały czas mam ją w głowie.

- Luke!

Poczułem jak coś mną trzęsie.
Podniosłem się i spojrzałem na Kylie. Ona żyje?

- Kylie.

Powiedziałem i ją przytuliłem.

- Em.. wszystko okej?

- Tak, nie... Ty żyjesz?

- Tak, dlaczego miałabym nie żyć?

- Bo... Popełniłaś samobójstwo... Widziałem, leżałaś cała we krwi.

- Znowu ci się śniło że umarłam... Luke żyje i jest wszystko okej. Jeszcze mam zamiar cię trochę pomęczyć, więc nie odejdę tak łatwo.

- Znowu? To już mu się takie coś śniło?

- Prawie codziennie mu się śni, że umarłam... A to że miałam wypadek, a to że w busie mieliśmy wypadek, a teraz najwyraźniej się przejął tym i... Przyśniło mu się.

Spojrzałem na nią i spłynęło mi.. sporo łez. Nie kilka.

- Luke... - zaśmiała się - Jest okej...

Przytuliła mnie. Boże jak dobrze...









Przyjaciel mojego brata 2 || ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz